środa, 20 lipca 2011

Zupełnie nieplanowana wyprawa - 17 VII 11

Ustaliliśmy ze Zbyszkiem, że dopóki samochodu nie doprowadzimy do porządku (czyt. wysuszymy dokładnie wykładziny po stronie pasażera i pozbędziemy się tego wstętnego zapachu pleśni, pozostałości po wyprawie sprzed tygodnia...) nie pojedziemy nigdzie poza Białystok. Ale wyszło jak zwykle inaczej ;)
Dzisiejszą wycieczkę sponsorwała nam nowa butla gazowa w Lanosie, którą na dniach musimy zakupić. Zanim odstawimy auto do serwisu trzeba było "na gwałt" wykorzystać pozostały w starej butli gaz...
Rano Zbyszek zdjął smorodotwórcze elementy i ruszyliśmy po kesze, których nie zdobyliśmy tydzień temu ;) choć mieliśmy je w planach...
Niejako przy okazji pojechaliśmy po 2 nowe Białostockie, założone wczoraj. Najpierw Tajne nauczanie (OP3AAB), kesz jest super-dokładnie opisany więc z podjęciem nie mieliśmy żadnego problemu, dlatego też pozwolę sobie pospojlerować ;)
Wyciągnęłam logbook i zdążyłam rzucić okiem na ostatni wpis i powiedziałam do Zbyszka "patrz, Nickiel już tu był". A Zbyszek odparł tonem wyrażającym najwyższe niezadowolenie: "Wszyscy już tu byli..."  :D
Później podjęliśmy skrzyneczkę przy ulicy Wierzbowej, trochę się naczekaliśmy aż będzie zupełnie czysto żeby ją podjąć, a póżniej czekaliśmy żeby odłożyć ;)
Po tym keszyku wyjechaliśmy w kierunku Knyszyna, do krzynki 3po3, którą już kiedyś próbowaliśmy zdobyć. Niestety kordy nas w las wyprowadziły.. :P Na skraju Puszczy Knyszyńskiej (OP0098) - kordy niby poprawione, ale moim zdaniem nadal mylą się o około 10m, co w lesie pełnym drzew jest  sporym kawałeczkiem ;)
Na szczęście 3po3 dołączył aktualne zdjęcie i po jednym drzewku udało się zlokalizować miejscówkę, wystarczyło lekko grzebnąć dłonią i keszyk nasz :)



























Po tak pięknie rozpoczętym dniu obawialiśmy się nieco kolejnego kesza na trasie - pierwszej założonej przez Teda. Dotarliśmy tam pieszo, auto zostawiliśmy jakiś kilometr dalej... Dlaczego? Otóż dlatego:
Przestraszyła nas kałuża :))) Śmiejąc się sami z siebie, zaparkowaliśmy auto i stwierdziliśmy że w tak piękną pogodę spacer nam nie zaszkodzi :) Po tak traumatycznych przeżyciach zeszłotygodniowych, przez jakiś czas jeszcze pewnie będziemy unikać nierozpoznanych i niespodziewanych zawilgoceń terenu ;)
Minęliśmy bardzo fajny domek na drzewie - przynajmniej sądzimy, że to domek na drzewie ;)



















Różne były opinie na temat tego Tedowego kesza - jedni mówili, że ciężko znaleźć, inni że łatwo..  W końcu musieliśmy spróbować sami. Za radą Nickiela z logu, wprowadziliśmy koordynaty z geocaching (te z opencaching się różnią) i doprowadziło nas to do w miejsce, gdzie było sporo pniaczków wszelkiej jakości i wielkości. Podeszliśmy do kordów najbliżej jak się dało, wytypowaliśmy najbliższy pieniek.. i jest pudełko!


W drodze powrotnej rozwaliły mi się sandały... I to jest dopiero zagadka - ponieważ wcześniej nie zdradzały żadnych objawów zużycia, a rozkleiły się obydwa w tym samym czasie - dzisiaj :) Ja myślę, że to jakaś dywersja... Nie przeszkodziło nam to w podejmowaniu kolejnych keszy (poza jednym) ale o tym później.


Najbliższym keszem był virtual Burzy, na kładce w Krzemiance (OP13BA). Zbyszek miał opory - bo w końcu niby kładka jest zniszczona.. Ale skoro już i tak byliśmy obok to grzechem było by nie spróbować. Jak się okazuje kładka już jest naprawiona, i bez problemu można przebyć jej trasę, co niezbyt spiesznie uczyniliśmy :)
Zbyszek dokładnie określa co będzie potrzebne do hasła..
 Jest deszcz, jest błoto ;)
Naprawiona kładka.
W pobliżu źródliska.
Zacny strumyk sobie tam płynie. Chciałam z tej okazji pobawić się długim czasem naświetlania... niestety gzy i inne fruwadła latająco-gryzące uniemożlwiły nam długi postój.
Wielka karpa ;)
  A to już strumyk przy keszu Stara kapliczka (OP1B1D).
Zbyszek w drodze do samochodu.


Przedostatnim keszem miało być "Grodzisko Niemczyn" (OP1B6C). Podjechaliśmy niedaleko, ale po chwili zastanowienia postanowiliśmy, że spróbujemy objechać dookoła i znaleźć bardziej dogodną drogę - żeby chociaż trochę bliżej podjechać - ze względu na moje buty, które już były w stanie rozpadu ;) Nawet udało nam się odnaleźć całkiem niezłą drogę, i gdybym się uparła może drive in by był. Uzgodniliśmy jednak, że zostanę w samochodzie a Zbyszek te 200 metrów pozostałe przejdzie sam. Ale w międzyczasie doczytał, że do skrzynki jest potrzebne hasło do logu, które znajduje się sporo dalej, zdenerwował się i zrezygnował w ogóle z podejmowania tej skrzynki. ;) Życie takie.
Pojechaliśmy po ostatnią skrzynkę Drewniany Krzyż (OP1B1C), odszukaliśmy ją bez problemu.
  Trochę podsuszyliśmy, bo była nieco wilgotna w środku, po chwili odpoczynku ruszyliśmy do domu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz