Po poprzedniej udanej wyprawie (Białowieża) wręcz nie mogłam się doczekać kolejnej - i to jeszcze w to miejsce - zagłębie wszelkiego rodzaju betonów i innych dziwnych schronów, czyli to co tygryski lubią najbardziej ;)
Tak się złożyło, że wyjechaliśmy tylko we trójkę - Nickiel i my. Co nie zmienia faktu, że wyprawa należała do jednej z najbardziej udanych ever :)
Pierwsze kesze zaliczone jeszcze po drodze. Pogoda zapowiadała sie piękna :) 7:25 - tak mi mówi magiczny pliczek - dotarliśmy do urokliwego kościółka - Mońka10_Wędrujący Kościółek (OP1893). To była pierwsza z 61 skrzynek zdobytych tego dnia ;)
Kolejne skrzynki to już były wszelkiego rodzaju "betony" ;)
Zbyszek do wyjazdu przygotował się bardzo dokładnie - mieliśmy kilka gps (z opisami, logami i spojlerami) i dodatkowo wydruk z wszystkich zaplanowanych skrzynek - ze spojlerami i podpowiedziami - tak na wszelki wypadek. Na szczęście, ponieważ ten "wszelki wypadek" się wydarzył i jeden z gpsów (mój) przestał działać :( Mogłam sobie korzystać z dużych, wydrukowanych spojlaków ;)
Jeden z pierwszych "wybebeszonych" schronów na naszej drodze. Nawet nie wiem dokładnie któy, w końcu wszystkie te "betony" takie do siebie podobne ;)
Logbook w którymś keszu. Opcja naklejek przygotowanych na daną wyprawę jest zdecydowanie do przemyślenia na przyszłość.
To jest mokry/przemoczony kesz. Pudełka gdzie woda nie zalewa połowy zawartości są jedynie wilgotne lub ostatecznie lekko mokre. I tego będziemy się trzymać.
PO Prosienica 9 (OP141C) sprawiła nam trochę trudności... Najpierw nie mogliśmy go wypatrzyć. Niby ostatni log był jako nieznaleziony... ale nie chcieliśmy łatwo ustąpić, więc oczy wypatrywaliśmy po tymi kamuszkami. Zbyszek w końcu go dojrzał, co nie oznaczało że dalej pójdzie łatwo. Skrzynka jest ukryta głęęęboko... Nickiel wspaniałomyślnie się poświęcił i wydobył skrzynkę z czeluści :)
Na zdjęciu wyżej wspomniane już, wydrukowane zestawienie wszystkich keszy :)
Tu z kolei pokazany jeden z pierwszych schronów (PO Prosienica 7 OP1411), gdzie po kesza trzeba było zejść na dół. Na szczęście (jeszcze) jest sprawna metalowa drabinka, więc poszło gładko.
Tu kolejny keszyk (EM85 PO Prosinica OP2DB5), gdzie trzeba było zleźć na dół. Ten schron był nieco trudniejszy - ścienna drabinka była w wersji szczątkowej (chociaż od biedy dało by się wleźć i zleźć - ktoś miły podstawił pod ścianą wysoki pieniek). Na szczęście byliśmy i na to przygotowani. Nickiel (chwała mu za to) własnoręcznie wykonał drabinkę sznurową, po której bez problemu dostaliśmy się na dół.
Drabinka w pełnej krasie :)
"Prosienica 1" (OP1403) i spotkanie z Meteorem i Lavinką :) Miło się gawędziło, wymieniliśmy kreciki i ruszyliśmy dalej.
Kolejny beton (Prosienica 14 OP1425) i kolejne zejście. Ja przyświecałam Nickielowi, a Zbyszek focił :) W międzczasie zaczął padać deszcz... widać po moich spodniach że łatwo nie było. Do schronów najczęściej dostawaliśmy się po miedzach albo przez wysokie trawy. Efektem tego było przemoczenie ogólne - od pasa w dół :P
Z butów tryskały mi gejzery... Ale humor dopisywał!
Właśnie po takich trawach się przebijaliśmy... Chociaż pod niektóre kesze które podjęliśmy z buta można byłoby spokojnie dojechać autem... Ale co przeszliśmy, to nasze :)
Jest na Lini Łomotowa jeden kesz schowany na 3cim poziomie (Podbiele 64 OP2D84), w szambie. Się udało zrobić tam fajną fotę - na samym dole Nickiel, trochę wyżej Zbyszek a ja na samej górze :)
A tu jedna z Dziwacznych Kapliczek (OP1427) - na nas też zrobiły niekiepskie wrażenie. Dziwne miejsce.
A w dali keszowóz...
Ogółem było superaszczo. Pierwszą część Prosienica - skończyliśmy około 18. Akurat przestał padać deszcz. Stwierdziliśmy więc, że szkoda tak pięknie rozpoczętego dnia... i jedziemy dalej, na Podbiele ;) Skończyliśmy podbiele też jeszcze niezbyt późno. Zdjęć już nie robiliśmy, bo była ciemna, ciemna noc, przedzieranie się przez krzaki i lasy przy świetle latarek itp ;) A na zakończenie podjęliśmy 2 skrzynki w Ostrowi Mazowieckiej - bo były blisko, i żal je było zostawiać... :) Próbowaliśmy też podjąć skrzynkę Zyra, niestety teren był ogrodzony i nie bardzo mieliśmy pomysł jak tam się dostać, nie mieliśmy też ochoty na nocne włamy, więc odpuściliśmy.
To była super wyprawa! W wyśmienitym gronie, szybko, sprawnie, wesoło i bez narzekania :))
Oby takich więcej :)
ps. na miejscu spotkaliśmy wraże poziomki, które najpewniej zostały posadzone po to, żeby zmylać nam drogę i opóźniać marsz ;)))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZnajome widoki ;) Moje fotki są tutaj: https://picasaweb.google.com/popolsce/LiniaMoOtowa
OdpowiedzUsuńMy nie mieliśmy drabinki tylko linę, ale Meteor i tak właził bez :) BTW poziomki ochrzciliśmy nazwą "sowieckich poziomek bojowych" które miał yopóźniać atak wroga.
A widzieliśmy już Twoje zdjęcia, widzieliśmy, Meteor linka na maila wysłał Zbyszkowi ;)
OdpowiedzUsuńFajnie powspominać :-) naprawdę miło spędziliśmy tam weekend latając po tych bunkrach.
OdpowiedzUsuńI dopiero w miniony weekend pękł FTF w skrzynce wtedy przez nas założonej. No i STF - tu gratulacje dla Nickiela