poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Wasilkowski quiz

Żeby wykorzystać na maxa urlop i piękną pogodę, wybraliśmy się na poszukiwania quizu Wasilkowskie Kirkuty (OP145A), do którego nam jakoś nigdy nie było po drodze.
Dzisiaj wsiedliśmy na rowery i ją w końcu zdobyliśmy.
Pogoda wymarzona, cieplutko, słoneczko, lekki wiaterek :) Tak jak lubię. Trasa znana i lubiana, ścieżka przy torach. Trzeba będzie tu kiedyś kesza jakiegoś umieścić ;)
Widok na rzekę Supraśl (albo Supraślankę) nigdy zapamiętać nie mogę :P
:) A tu już przy pierwszym punkcie, tam gdzie prowadzą koordynatu z opisu skrzynki.
Później pojechaliśmy do kolejnego punktu drzewka policzyć, nie dość że drzewek i pieńków było dużo, to o ile lipę od klonu potrafię odróżnić po listkach to już po samych pieńkach nie. Na szczęście autor przewidział taką ewentualność i dał drugą podpowiedź. Właśnie tu miałam kryzys i przez chwilę szczerze nienawidziłam kesza... licząc pieńki zagapiłam się i chciałam zrobić zbyt ostry zakręt na rowerze, a że było tam dużo śliskiego piaseczku, to z niego zleciałam, w bardzo niefortunny sposób.. (moje własne, osobiste siodełko omal mnie nie wykorzystało.. :P ) Na szczęście nic poważnego się nie stalo.
Sam kirkut nie prezentuje się szczególnie, o ile z brzegu jest w miarę zadbany, to jednak ogólnie sprawia kiepskie wrażenie.
Zbyszek poszedł liczyć słupki.. Trochę ich za dużo naliczył, jak się później okazało ;) ale na szczęście drogą dedukcji udało nam się wyznaczyć odpowiednią liczbę ;)

Wejście.
Cieplusio było ;)
Podliczyliśmy zdobyte cyferki i pojechaliśmy na miejsce. Na początku Zbyszek podchodził do tego sceptycznie. Krzuny same, a bloku ni huhu..
Jego mina zdecydowanie to oddaje ;) Po chwili kręcenia się, jeszcze raz przejrzeliśmy cyferki w kordach i po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy, że spróbujemy inne kombinacje. I bingo. Znalazł się blok :) Kordy są dokładne do kilku metrów, ale sam bloczek jest mocno zarośnięty i ciężko go wypatrzyć wśród zieleni ;)

Ale kesz jest już nasz :) 415 sztuka :) A jutro do Warszawy... ]:->

2 komentarze:

  1. No tak, upadki rowerowe to moja specjalność, także nieco się solidaryzuję... człowiek nigdy sobie nic nie zrobi, ale co się strachu naje... pomału robicie się moim ulubionym blogiem wakacyjnym (sezon ogórkowy, mało kto pisze o podróżach, bo go nie ma ;) )

    BTW nie pamiętam czy polecałam, sporo naszych wypraw keszowych (albo tylko Meteorowych) są na jego blogu http://tomi.blox.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. ja padam szczególnie wtedy, kiedy jestem w sandałach (jakiś taki urok) wtedy zawsze zbiję sobie któregoś z palców u stopy, albo gdzieś boleśnie obetrę skórę na nodze :P Nie lubię, nie lubię, nie lubię. Co ciekawsze, jak mam zakryte buty, upadki mi się nie zdarzają.

    To mi wsiadłaś na ambicję, z tym ulubionym blogiem ;) muszę teraz co najmniej utrzymać poziom ;))

    ps. widziałam już bloga Meteora, systematycznie, w wolnych chwilach go przeglądam :)

    OdpowiedzUsuń