poniedziałek, 8 sierpnia 2011

82,4 st. Fahrenheita

Przy okazji kursu do Kiermus wyhaczyliśmy kilka keszyków ;)

Pierwszy po trasie Zabitym przez Sowietów OP3AAE. Szybka skrzynka. Ładna pogoda się zapowiadała. W końcu sobie lato o nas przypomniało :) Później przystanek Kiermusy. O dziwo jeszcze nieokeszowany...
Fajne miejsce :)
Mają kozy o imieniu Leon ;)
i tłumy sprzedawców, co to dziwności nawożą - można kupić praktycznie wszystko. Tu odbywa się jeden z największych i najbardziej prestiżowych (chyba mogę tak napisać) targów staroci. Zjeżdżają tu ludzie z całej Polski. Dzisiaj wiedzieliśmy tam nawet prawdziwego górala :D

Niedaleko stamtąd jest wioska bociania w Pentowie, gdzie jest keszyk Teda Bociany (OP0408).
Odwiedziliśmy też sam Tykocin i podjęliśmy próbę podjęcia skrzynki OP0407, której już prawdopobnie nie ma. Remontują i rozkopują wszystko dookoła.
Zbyszek tęsknym okiem wypatruje miejscówki ukrycia... ;)
 Pod czujnym okiem panów spod tej budki...
Tykocin to w ogóle bardzo fajne miejsce, gdyby tak trochę bliżej mieszkać można by sporo keszy tu założyć.
Bo jest gdzie.
Kolejny przystanek to skrzynka Teda Ofiary Tykocina (OP06B4). Miejsce niezwykle klimatyczne.
Kilkaset metrów spacerku na miejsce.
Zaowocowało zdjęciami - czyt. opstrykaniem wszystkiego dookoła :)
Tradycyjne znicze jednak bardziej mi się podobają. To wygląda trochę jak puszka po jakimś napoju gazowanym...
Co nie zmienia faktu, że całość zrobiła na nas ogromne wrażenie.
Zanim poszliśmy szukać kesza ofociliśmy wszystko co było do ofocenia.
Jak już zaspokoiliśmy swoje potrzeby fotograficzne, poszliśmy szukać kesza, któego nie było jak się okazało. Obszukaliśmy dość dokładnie okolice ze spojlera i kilka innych które również spojler przypominały i nic. Szybką moją decyzją, reaktywowaliśmy skrzynkę. W obawie przed archiwizacją, którą to ostatnio Ted zwykł traktować swoje kesze. Szkoda by było miejsca, podejrzewam, że kolejny keszer nieprędko by się w tym miejscu pojawił.
Keszyk zakopany przy drzewku ze spojlera.

Zaczęło się powolutku robić gorrrąco...
Odwiedziliśmy  Górkę Napoleona (OP276B) założoną przez 3po3.
Coraz bardziej nielubię keszy schowanych gdzieś w chaszczach nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo po co :P Chyba po to żeby człowiek później cały pokłuty był przez komary i inne pokrzywy :P
Później pojechaliśmy do Kurowa. Na zdjęciu wyżej błoto, które mnie pokonało. Nie odnaleźliśmy tej skrzynki. Ona pewnie gdzies tam jest, ale my nie wiemy gdzie ;P To miała być nasza 400tna skrzynka. Ale nie była.
Niedaleko Kurowa jest zerwany most (OP0333), ta skrzynka też miała być naszą 400tną i też nie była. Krzaczory i owady skutecznie nas zmyliły i skrzynki nie znaleźliśmy. Trudno. Może jeszcze jesienią tu wrócimy.
Nie idź do światła!
Nie wiem o co chodzi na zdjęciu powyżej, ale jest fajne ;)) 
Stelmachowo (OP0A9C) było naszą 400tną skrzynką :) Nawet aparatu nie wyciągałam, żeby uwiecznić tą wspaniałą chwilę. Straszne krzaczory tam były, aczkolwiek skrzynka namierzona i wydobyta całkiem szybko.
Podjęliśmy też Tykocin1 (OP361B) autorstwa DuchaMR . Spacerek w silnym upale dał się nam we znaki.
Lato sobie w końcu o nas przypomniało. Mam nadzieję, że pogoda utrzyma się chociaż do końca naszego urlopu :P
Zdjęcie logbooka, w którym Nickiel nie wie czy ma FTF. Naszym zdaniem ma.
Później jeszcze podjęliśmy świeżą skrzynkę w Choroszczy (OP3AAD) Powstańcom z 1863 - to była bardzo szybka akcja, tłumy ludzi zmierzających na jarmark dominikański i temperatura nie sprzyjały leniwym poszukiwaniom :P Ale zanim skrzynka musieliśmy wrócić do Kiermus i stamtą wyjechać. Wjazd okazał się niemożliwy, ponieważ barany drogę poblokowały. Ludzie zostawili więc samochody i pieszo się na targ udali. Czekałam sobie grzecznie przy samochodzie i takie sytuacje jak wyżej obserwowałam, jedne samochody przodem, drugie tyłem jechały. Znaczy się Ci którzy z Kiermus wyjeżdżali to przodem, a te barany które próbowały wbić się na chama wycofywały, bo miejsca nie było ;)

Na sam koniec pojechaliśmy po jakieś płyny do Tykocina i zabawna sytuacja pod sklepem się wydarzyła. Otóż Zbyszek do sklepu poszedł, żeby kupić swojej głodnej żonie bułkę jakąś. A że niedziela i nic nie było, tylko zapytał sprzedawczyni czy może jakieś bułki mają. Sprzedawczyni odpowiedziała, że niestety ale nie. I tu w słowo weszła Pani z kolejki - że jak żona bardzo głodna to ona może "kromkę chleba" dać :D To wiem z opowieści Zbyszka. Stałam sobie przed samochodem, kiedy Zbyszek oznajmił mi nowinę - bułek nie ma, ale pani może mnie "kromką chleba" poratować. Serio? Myślałam, że mnie wkręca, któż by tak nie pomyślał. A tu nagle, pani która zaparkowała tuż obok mówi, że ona serio - "kromkę chleba" (!) może dać. Normalnie myślałam że padnę - bo ona to poważnie mówiła :D Uczynna pani, któż w tych czasach kromki chelba by się pozbywał, i o zapłatę nie prosił. Ogólnie postawa bardzo sympatyczna, z tym że fakt "kromki chleba" mnie strasznie rozbawił :D Bo nie zdziwiłabym się gdyby Pani faktycznie tą jedną kromkę chleba mi wyciągnęła :)

I taka to dzisiejsza wyprawa w ponad 80ciu stopniach Fahrenheita ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz