I niestety.. nadszedł ten dzień, ostatni, dzień wyjazdu...
Rano nie było ciepło... Miałam problem z wyjściem z nagrzanego śpiwora. Brr.. jak sobie jeszcze pomyślałam, że cały dzień w sandałach mam pomykać i bez ciepłego ubrania to miałam ochotę zapiąć się, żeby tylko nos wystawał i tak już zostać...
Po porannej kawce urodził się nam pomysł żeby podjąć wodną skrzynkę. I tu uwaga - poniżej będzie kilka zdjęć powszechnie uważanych za spojlery, chociaż akurat jeśli chodzi o tego keszyka to nie jest trudno go znaleźć bo widać go z daleka, trudniej do niego dotrzeć, ponieważ pływa sobie po wodzie ;) Wraz z Mieszkiem i Nickielem, którzy we dwóch stanowili siłę napędową naszego wodolotu wyruszyliśmy na podbój jeziora.
Razem z nami, w drugim wodolocie wybrali się Freney i Smashin.
Na początku się umościłam z tyłu, "w bagażniku" i nawigowałam :)) Niestety mój "napęd" zadecydował, że źle jest rozłożony ciężar w naszej maszynie i musiałam się przenieść na środek (gdzie ciekła woda ze steru, ale cóż, od mokrego tyłka jeszcze nikt nikt nie umarł...) Przynajmniej cieplej mi było pomiędzy rozgrzanymi (od wysiłku) chłopakami, bo na wodzie jak to na wodzie trochę wiało. Odkąd przesiadłam się na środek szło nam jakby nieco szybciej ;P Nie to żebym narzekała, czteronożny napęd sprawił się i tak całkiem nieźle :)) Nie bylibyśmy to my gdyby nie bylo wesoło :D Mieszko podśpiewywał stare ballady żeglarskie pedałując i jednocześnie wiosłując ;))
Aż dopłynęliśmy. I już mieliśmy w garści obiad :)
Chłopaki z sąsiedniego rowerka wypatroszyli kaczkę i podali nam o dziwo suchusieńki logbook. Takiego suchego logbooka próżno szukać w normalnych keszach, a co dopiero wodnym. Normalnie szok!
Szybki wpis, parę fotek i trzeba było pedałować z powrotem, gdzie na pomoście czekał na nas Zbyszek.
Ciekawa opcja z tą wodną skrzynką, dobrze zabezpieczona przed wilgocią i w ogóle fajny pomysł :)
Później niestety zaczęło się pakowanie i inne niezbyt przyjemne elementy związane z odjazdem. Szkoda było opuszczać tak fajne miejsce :(
Na pocieszenie podjęliśmy jeszcze kilka okolicznych keszy. Tuż obok Galeona w gaciach (OP15EB) toczył się pojedynek (OP27B8) Animałej i Wąska na szpady, wyglądało to efektownie ;) Kiedyś i my spróbujemy ;)
Tymczasem udaliśmy się po Drzewo Czarownic (OP2C4E) i Kamuflaż (OP1EC7) obydwie schowane w lesie, gdzie z racji moich sandałków nie polazłam. Drzewo czarownic było (ponoć) fajne, ale Kamuflaż był fajny na pewno :) Aż chciało by się zaspojlerować i pokazać jakiego to keszyka sprawił Alex22.. ale nie będę psuć zabawy i zaskoczenia innym ;) Grunt, że pomysł fajny, sami myśleliśmy o czymś podobnym, tylko nieco mniejszym i inaczej schowanym, i na pewno to wprowadzimy w życie, tylko dobre miejsce do ukrycia trzeba znaleźć :>
Później pojechaliśmy po kesze bliżej centrum, a więc min. Kaszubski dom rękodzieła ludowego (OP2B89)
Bardzo klimatyczny domek, keszyk też całkiem zmyślnie ukryty.
Chociaż na początku szukaliśmy nie tam gdzie trzeba, to po krótkim spacerku udało się go namierzyć. Zdjęcie poniżej nie jest spojlerem ;)
Fajny budynek z klimatyczną nazwą...
Przy kolejnym keszyku Kozi mostek (OP0970) znów chciało by się zaspojlerować... bo keszyk jest ukryty świetnie wręcz! Co się naszukaliśmy to nasze, i choć słyszeliśmy już o podobnych ukryciach - że są, to jednak w realu natknęliśmy się na coś takiego po raz pierwszy. Nie było łatwo, ale jak poczytaliśmy logi a później załączyliśmy myślenie jakoś się udało. Kozi mostek w pełnej krasie... ;P
Spod Koziego mostku ruszyliśmy już powoli w drogę powrotną zachaczając o Chojnice, gdzie poprzedniego dnia zostawiliśmy Kanały.. A Nickiel chciał ją koniecznie podjąć, więc pojechaliśmy.
Tu znów nie będę spojlerować, chociaż chciało by się ;)
W penym momencie dojechały do nas ekipa Wrzosów i Zaboi i w tak wesołym towarzystwie udało się odnaleźć odpowiednie miejsce oraz skrzynkę, która leżała na wierzchu.. wystarczyło jedynie znaleść ten otwór... ;) Po kanałach podjechaliśmy po finałową skrzynkę kościołów, której mieliśmy na początku nie podejmować, ale... być, mieć rozwiązanie i nie podjąć? To do nas nie podobne...
Później pojechaliśmy do naszej ulubionej knajpki, odkrytej wczoraj, zasililiśmy bateryjki i mogliśmy jechać dalej.
A po drodze było Chełmno...
Piękne miasto... Tak patrzę na te zdjęcia i muszę wybierać średnie ujęcia, wszystkie dobre to spojlery. Jakiś dzień spojlaków wyszedł. Nie będę ich tu umieszczać, więc niestety będą te średnie ;) Powyżej zdjęcie pod keszem Mury Chełmna (OP2C7A), keszyk namierzony szybko przez Nickiela. Tu niedaleko zostawiliśmy (byle jak) zaparkowany samochodzik i miasto poszliśmy zwiedzać z buta. A było co zwiedzać :) Po drodze do Garści srebrników (OP1B4E) stoi taki oto smok :)
Sam kesz znajduje się w okolicy placu zabaw i dość ruchliwego parku, ale z podjęciem nie było specjalnego kłopotu, na szczęście.
Zdobyliśmy też kilka wirtuali, przy wyborze zdjęć musiałam nieco uważać, żeby niechcący nie dać jakiegoś z widocznym hasłem ;) Foto kwietnika tuż pod bramą gdzie są dwa wirtuale i niedaleko ławeczki gdzie jest webcam ;)
A oto ławeczka, wprawdzie nie ta gdzie wskazuje webcam... Ale niestety tylko stąd zdjęcia mi zostały, dwa screeny poszły się mnożyć przez moją głupotę. Miałam je zapisane na drugim kompie i chciałam je przerzucić na ten, i niestety... za szybko wyjęłam pena z gniazdka i zgrały się z błędem, są nie do odzysakania ;( strasznie bardzo mi szkoda :( Na prawdę tak bardzo szkoda, bo zrobiliśmy całą wyprawę z laptopem na ławeczkę żeby tego webcama podjąć :( A tak mamy tylko fotki ;( Bijcie, będzie zasłużone :( Swoją drogą ciekawe doświadczenie z tym webcamem ;))) Nie ma to jak bezprzewodowy net w komórce :D
Do ławeczki było przypiętych kilka kłódek.. modne teraz takie ;) Komentarz Mieszka mnie rozwalił: "Ciekawe czy zachowali kluczyki, na wypadek rozwodu..." :D
Poszliśmy dalej, bliżej centrum ;)
Mówiłam już że to ładne miasto...? ;)
Spacerkiem, podziwiając architekturę nas otaczającą :)
Na pewno jest co zwiedzać, niestety czekał nas jeszcze dłuugi powrót do domu, więc nie mogliśmy za długo zwlekać z wyruszeniem.
Jeszcze tylko kilka wirtuali w centrum i można było wracać do auta.
Zdjęć było by na tyle, później już była jedynie trasa. Do Białegostoku przyjechaliśmy około 1 w nocy. Zmęczona byłam nieziemsko. W sumie nie dziwne... Zrobiłam sobie nawet dzień dziecka... wystarczyło mi głowę do poduszki przytknąć i już spałam, bo rano do roboty...
Przez 3 dni zrobiliśmy około 1100 km, poznaliśmy sporo nowych ludzi, zebraliśmy 87 keszy - bardzo różnorodnie schowanych, bo i wodnych i nocnych i nietypowych, było tego całkiem sporo...
Ogólnie weekend był bardzo przyjemny i do tego fajni, weseli ludzie
jak tylko będziemy mieli okazję wybrać się na kolejny zlot to na pewno przybędziemy :)
Te trzy notki strasznie mnie jakoś zmęczyły, sporo zdjęć do obróbki i informacji do przemielenia, ale warto było, bo nie chcę żeby wspomnienia z tego fajnego zlotu się zatarły. A tak będzie można sobie wrócić do tego, kiedy już pamięć zawiedzie (co niestety może się okazać bliską przyszłością ;)
Dzisiaj jest czwartek i dopiero jako tako odpoczęłam po tym intensywnym wekendzie i w ogóle miesiącu keszerskim w którym udało nam się podjąć w sumie 239 keszy ;)
My z Meteorem naszą kłódkę puściliśmy jako travelbuga. Niestety zaginął ze skrzynką w Holandii. Ale jakby co, to kluczyki na wszelki wypadek wrzuciliśmy do jeziorka Torfy pod Otwockiem ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć. Na prawdę jesteście zakręceni na punkcie keszowania... :D
OdpowiedzUsuń