No i gdzież mógłby być krzyż okeszowany przez 3po3 jak nie w lesie ;)
Keszyka (OP3FDB) nasz zacny kolega udostępnił jakoś tuż po rozpoczęciu naszego sierpniowego ogniska, po zakończeniu naszej gry, Zbyszek upublicznił informację ;)
I zebrała się niezła ekipa chętna do jego podjęcia "już teraz" ;) Więc poszliśmy, na przełaj przez jezdnię, później przez las, za Nickielem ;)
Nickiel to ma zawsze (prawie) szczęście, udało mu się znaleźć jakąś taką drogę która prowadziła nas bardziej w kierunku kesza niż inne. I tak sobie szliśmy leśną drogą otoczeni przez ciemność, oświetlając sobie drogę jedynie latarkami...
I tak przez 500 m ;) Co po niektórzy dopijali jeszcze piwko... Ja dopijać niczego nie mogłam, niestety, wyrzeczenia kierowcy ;)) Ale za to mogłam zapoczątkować bieg po kesza :)
Pewnie niektórzy sądzili, że żartuję, ale mnie się taki czarny humor trzyma, szczególnie po nocy. I jak stałam tak pobiegłam ;) A za mną Piotr B. pseudonim Bełta :))) Przyjemny był to bieg, chociaż moje nienawykłe do tego typu wysiłków ciało nieco oponowało, ale w takim towarzystwie i jeszcze po kesza? :)
Dotarliśmy na miejsce kesza ładnych kilka minut przed resztą ekipy, a że spojler był bardzo dokładny od razu trafiliśmy w miejsce keszyka. Kucnęliśmy w krzunach i w tym momencie usłyszeliśmy pozostałą (niebiegającą) część poszukiwaczy ]:->
Zdążyłam tylko cicho powiedzieć do Bełty:
- zgaś latarkę i cśśś... i sama zgasiłam wszystko co świeciło ;)
Siedzieliśmy w tych krzunach kilka minut, w duchu nieco się podśmiewując ;) (znaczy się ja, nie wiem jak Piotrek), wiem tylko że bardzo po cichutku kesza wygrzebywał z miejsca ukrycia.
Ciemno było, krzaki gęste, lataki przemykały po miejscu naszego ukrycia raz po raz, nikt nas nie zauważył :) Ot i radocha, pewnie był nie wytrzymała, zaśmiała się w głos i zdradziła naszą kryjówkę, ale w tym momencie Nickiel (świadomie lub nie, twierdzi że spojler pamiętał - nono ;) ) skierował się dokładnie w naszą (kesza) stronę i takim to oto sposobem zakończyła się nasza maskarada :)
Faajny to był keszyk.
Gdy wracaliśmy nie obyło się bez małego zamotania.... Wracaliśmy prawie tą samą drogą :D Przez krzuny i chaszcze, niechcący (przez płot) wleźliśmy na teren strzeżony (obyło się na szczęście bez interwencji) ;)
A później jeszcze tylko tunelem dla zwierzątek pod jezdnią i już prawie byliśmy z powrotem na miejscu ogniska.
Baaaardzo lubię takie dziwne, nieprzewidziane, spontaniczne, dzikie akcje! :D
To był ostatni kesz jakiego znaleźliśmy później trzeba było cały tydzień pracować, żeby mieć pieniądze na kolejne keszowanie, a w weekend.. to się działo ;)
9 Zażynek się odbywał, i nas na nim nie zabrakło... :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz