niedziela, 30 października 2011

Jak dzieci we mgle

Takie dorosłe trochę, ale wciąż dzieci... ;) Cały dzień niestety towrzyszyła nam mgła :( Wybraliśmy się wczoraj na dwa samochody, a więc mocną ekipą na zebranie keszy z Suwałk i okolic (bardzo, bardzo pięknych okolic). Dzisiaj duużo zdjęć :) Nickiel, Psikiszek, Huma i Mieszko w keszowozie Nickiela. A my ze Zbyszkiem razem, w ostatniej praktycznie chwili wycofali się z wycieczki Szymanq i Polcia. Mają czego żałować - było fantastycznie :D Fatnaorgiastycznie wręcz :) Takie wyprawy to ja lubię. Nie dość, że piękne widoki to i wesoła ekipa :) Za źródło kontaktowe służyły nam krótkofalówki - sprawdziły się, bardzo wygodnie się przez nie kontaktuje, no i niezły zasięg mają.
Pogoda nam się piękna zapowiadała.
Najpierw w Suchowoli krótki postój, większość nie miała zdobytego tego nowego keszyka. Pudełeczko niestety jest zepsute, miałąm identyczne w torbie, i w dordze powrotnej miałam plana zatrzymać się i podmienić uszkodzone, ale wracaliśmy już zmęczni.. Ale pokolei z opowieścią. Po podjęciu udaliśmy się już w kierunku Agustowa i Suwalszczyzny. I tu się już mglisto zaczęło robić... :( Mimo wszystko widoczki były piękne, tylko nieco mroczne ;) Pierwsza skrzynka szybko i bezproblemowo Białobrzegi (OP0613).
Dalej już Augustów i Kanał (OP411D). Jakoś średnio pamiętam tego kesza. Chyba zaspana byłam. Następna nad Nettą (OP411E) gdzie wszyscy już się rozbudzili - rześko było. Zaczęło być wesoło - kesz znaleziony bez problemu, chociaż w swojej żółtym woreczku nieźle się zamaskował pomiędzy kolorowymi liśćmi ;) Psikiszek go rozwijał i rozwijał, wesołe to było
Dookoła nieco błotka, ale dawno nie padało na szczęście. Więc buty pozostały suche. A nieco poza krzakami pięękne, choć mgliste widoki, o ile dobrze kojarzę na ośrodek Szekla. Zrobiłam tu podmianę krecików.
Szkoda, że w Augustowie jest tak mało keszy :( Bardzo ładna miejscowość i jest co okeszowywać. Kolejny kesz zgarnięty po drodze to Chatka Puchatka (OP3FF8) - rozwalony ośrodek (dyskoteka) Keszyk znaleziony bez większego w sumie problemu przez Nickiela. Tu również wrzuciłam kreta.
Malownicza ruinka ;P
Keszyk umieszczony w kolejce w Płocicznie też nie sprawił nam problemu (OP05D2)
Zdecydowanie warto było odwiedzić Cmentarz Żołnierzy Radzieckich (OP3EC5). Chłopaki poszli po kesza a ja z Humą na cmentarz - bardzo zadbane miejsce. Liście są odgarnięte i w ogóle wszystko robi świetne wrażenie.
Pierwszy chyba raz, widziałam taki ładny i zadbany cmentarz historyczny.
Cyknęłam kilka fotek i wróćiłysmy do chłopaków, którzy właśnie kesza odkopywali. Co ciekawe pudełko było zawinięte w oryginalne maskowanie ze starego swetra (czy innej wątpliwej czystości tkaniny) ;))
Dorzuciłam krecika. Fajne miejsce, warto zwiedzić.
Następna skrzynka była pod Cisową Górą (OP1101). Tam ujawnił się po raz pierwszy mój fart.Chłopaki poszli sobie szukać po kordach, na początku ja z nimi. Ale intuicja mi podpowiadała że to miejsce nie pasuje. Więc po chwili dołączyłam do Zbyszka który wygrzebywał bez przekonania śmieci z kamuszków znajdujących się około 50 metrów dalej. Doczytałam logi - w lokalizacji kesza pomógł mi wpis autora kesza - że pudełko wciśnięte jest między kamienie, to były jedyne kamienie między któe można było coś wcisnąć - niech żyje kojarzenie faktów i prosta dedukcja ;)))). Uparłam się - kopałam ładnych parę minut. Ale kesza wyciągnęłam ;) Nie ma to jak przekonanie o własnej nieomylności :D Na cisową nie weszliśmy, szkoda trochę czasu było. Ale to nic :) Jeszcze tam wrócimy.
Zaczęły się piękne widoczki - kocham góry. W prawdzie suwalszczyzna nie są to prawdziwe góry, niemniej podłoże jest pagórkowate i chociaż trochę przypomina mi ukochane Bieszczady :)

Wyżej krajobraz z puntu widokowego i kesza U Pana Tadeusza (OP2A98) trochę szkoda, że mgła była. Mieliśmy niezły tam ubaw z robienia zdjęć zbiorowych :D Ja postawiłam swój aparat niżej i wszyscy musieli ukucnąć do foty ;) A Mieszko postawił wyżej i odpalił wyzwalacz... wszyscy kucali, więc krzyknęłam żeby wszyscy szybko wstali bo "do tego aparatu fota na stojąco"... i migawka cyknęła jak się wszscy podnoszą :D śmiechu było co nie miara.
Widoczki przepiękne...
Jak już się nazachwycaliśmy ruszyliśmy pod drugi punkt widokowy Okiem Napoleona (OP2AEE). Tu też piękne widoczek jest.
Na dole przy autach zrobiliśmy popas. Podczas konsumowania zapasów Mieszko do wyciskającej serek na bułkę Humy wypalił tekst: "Lubię patrzyć jak gotujesz" - było to tak absurdalne w tym momencie, że wszyscy ryknęli śmiechem. O mało co się nie zaplułam kawą i posikałam ze szczęścia, Nickiel poczerwieniał znacząco i o mało co się nie zakrztusił kanapką. Po prostu bosko :D Nie myśląc wiele chwyciłam za aparat i poprosiłam:
- Huma, pogotuj jeszcze, ta chwila nie może być zapomniana...
I tak oto powstało zdjęcie gotującej Humy :D
Przy keszu Kurhan jaćwieski (OP2B2C) znów było wesoło. Mieszko pewien siebie (kiedyś tego kesza już znalazł, ale w bólach wielkich) zastanawiał się na głos "ile nam zajmie szukanie tego kesza" nawet odliczać zamierzał, ale jeszcze jego słowa nie zdążyły wybrzmieć. Trwało to krótką chwilę i już krzyczałam do towarzyszy "Mam kesza" :D Mina Mieszka BEZCENNA, myślałam że się popłaczę ze śmiechu... Szkoda że zdjęcia nie mam, dzieci można by straszyć :D Tu po raz drugi odezwał się mój fart i instynkt keszerski
]:->
Dalej pojechaliśmy w las. Bardzo ładny las. Do kesza Klangor (OP1516). Pudełko zostało nadgryzione i wszystko w keszu było mokre, a że ja lubię zostawiać kesze jakie sama chciałabym znajdować więc dałam nowe pudełko, kilka nowych gadżetów - mini zabawkę, brelok-odblask z uśmiechem i monetę, wszystko wrzuciłam w strunówki :)
Czuję, że spełniłam dobry uczynek :)

Ogólnie to lubię keszować jesienią. Utwierdziłam się w tym przy kolejnym keszu Cmentarz dworski w Kłajpedzie (OP3D50) gdzie latem chaszcze skutecznie utrudniłyby i unieprzyjemniły poszukiwanie kesza.
A teraz? Sama przyjemność ;)
Dalej zaniosło nas nad Hańczę po kesza Stara Hańcza (OP0139). Tu Huma z Mieszkiem się gdzieś zgubili (później się okazało, że Huma koniecznie chciała pomoczyć nogi w wodzie ;) Podjęliśmy kesza i poszliśmy nad samo jeziorko pogapić się na wodę i widoczki. Woda bardzo czysta, jak to w Hańczy.

Tu znów było sporo śmiechu tym razem z Nickiela, któemu brzeg Hańczy zrobił psikusa podczas udawanej próby zanieczyszczenia wody ;) Ześlizgnął mu się bucik i znurzył w wodzie ;) Na szczęście Nickiel równowagę utrzymał, bo gdyby wpadł do wody cały a nie tylko bucikiem to ja bym nie utrzymała moczu, i ze śmiechu też bym była mokra...
Hańcza w tej mgle mrocznie wygląda.
Góra Leszczynowa (OP1C03) była kolejnym postojem. Co to by było za keszowanie bez przedzierania się na przełaj przez las, prawda? Tu właśnie zaliczyliśmy wyjazdową tradycję.
Kesza podjęliśmy, schodki policzyliśmy i wróciliśmy ścieżką, która była obok. Jak normalni ludzie ;)
Keszowozy w pięknej scenerii :)
I tajemnicze schodki ponad pastuchami ;) Czyżby dla dzikich, leśnych zwierzątek?


A później do Stańczyk polnymi drogami. Co się nabłądziliśmy to nasze. Zbyszka mapy nie pokrywały się z realem i niestety... sporo razy musieliśmy zawracać z prywatnych posesji, do których nas te drugi zaprowadziły. W końcu znaleźliśmy jakąś taką, która była na mapie i normalnie prowadziła do celu. Przy okazji tego błądzenia zgarnęliśmy jeszcze jednego nieplanowanego kesza Golubie - zapomniana wieś (OP2B5D).

W Stańczykach sporo razy już byłam, ale za każdym razem wiadukty robią na mnie tak samo wielkie wrażenie.
Zdjęcie poniżej pozostawię bez większego komentarza, dodam jedynie że ja poszłam jak człowiek, normalnie, drogą obok.
Zapłaciliśmy za wstęp po 4 zł od łebka i poszliśmy szukać kesza (OP041A) ;)
Dobrze, że mosty są odnawiane, ale jakość tego remontu pozostawia wiele do życzenia. Te wylewki betonowe z których są zrobione barierki... i ten kontrowersyjny bruk.... no cóż. Życie. Dobrze, że przynamniej teraz o barierkę można się oprzeć bez strachu o wypadnięcie ;P
W tej chwili czynny jest jedynie jeden wiadukt, drugi jest w trakcie remontu. Zeszliśmy sobie po schodkach na dół, do strumyczka.
A jak się wszyscy nafocili i naoglądali zaczęliśmy szukać kesza. Odnaleźliśmy go w sumie bez problemów, chwilę zastanawialiśmy się nad spojlerem, drzewko, które na nim jest - już go nie ma ;) Zostało wyciete, ale pieniek jest i ogólnie nie ma tam wielkiego terenu do poszukiwań więc można szybko wytypować miejscówkę. Nickiel szukanie kesza opłacił wdepnięciem w zardzewiały gwóźdź. Nie zazdroszczę... :P Uważajcie.
Stańczyki to jedna z bardziej malowniczych i ciekawych miejscówek odwiedzona wczoraj. Ze Stańczyk ruszyliśmy do Starej Chaty ze Strzechą (OP1DEB) gdzie naszym poczynaniom przyglądał się młody byczek ;) Na szczęście miał jeśli nie przyjacielskie podejście, to co najmniej neutralne ;)
Później znaleźliśmy kesza Jezioro Hańcza. Miejsce schowania typowe - nic szczególnego. A mgła dodatkowo zasłoniła widok na jezioro :P Lipa. Szkoda też, że okolica jest rozkopana i w ogóle nieciekawa. No cóż.Trudno.
Dalej był kesz o intrygującej nazwie 10 000 sztuk pod opieką krów (OP1517). 10 tysięcy czego? Kamieni ;) Bo to kamienisko ;)
Niestety kesz jest słoikiem. I ktoś go trafił, więc ma dziurę. Akurat nie miałam przy sobie żadnego pudełka, więc został jak był. Trudno.
A później pojechaliśmy do Turtulu (OP0589). Moje ukochane miejsce. Ostatnio byłam tu na studiach ale nadal jest tu tak samo pięknie jak pamiętalam :)
Na dole i na górze.
Z Turtulu ruszyliśmy  do Molenny w Wodziłkach (OP1DE7). Gdzie była ewentualność, że kesza nie będzie. Ale na szczęście był.
I w sumie nidługo po tym zaczął zapadać zmierzch. A konkretnie pod keszem Góra Krzemieniucha (OP2A99) i tam zrobiłam ostatnie zdjęcia i aparat poszedł do futerału.
Ale to nie był koniec przygód, o nie ;) Jak zwykle zaliczyliśmy przedzieranie się po lesie w całkowitej ciemności ;))) Ale zanim pojechaliśmy po tego FTFa podjęliśmy jeszcze 11 skrzynek w Suwałkach.
Część pieszo, bo oczywiście chłopaki popatrzyli na mapę i stwierdzili co to jest tych parę ulic.. a to ładnych kilka km było.. Ogółem w sumie to nic wielkiego w końcu, ale późnym wieczorem (okolice godz. 21) po całym dniu człowiek zmęczony nieco był, no i chciał czym prędzej do ciepłego dumku wrócić :P A tu nie. keszować trzeba.

Pierwszym wytypowanym keszem w Suwałkach był Dworzec Kolejowy (OP3F63), szukaliśmy ale nie znaleźliśmy, chociaż miejsce było prawidłowe na 98%. Trudno.
W centrum najpierw próbowaliśmy zaliczyć quiza Krytyczna Fontanna (OP3D83) ale jakoś nam nie szło szukanie. Najpierw wytypowaliśmy nieprawidłowe miejsce (tak podejrzewałam i nie dawało mi to spokoju, więc drążyłam temat do końca... ale o tym za chwilę) szukaliśmy tam dobre 30 minut aż zniechęceni nocą i w ogóle, poszliśmy do następnych, które podjęliśmy bez większych problemów. Wróciliśmy piechotką do centrum i jeszcze raz, uparcie zaczęliśmy szukać quiza. I co? I znalazłam.
Nie mam pojęcia jak ja to miejsce - oczywiste w końcu przegapiłam wcześniej. Po prostu nie widziałam. ;) Grunt, że za drugim razem się udało. A kesz? Bardzo oczywisty ;P Pomroczność jasna....

Skończyliśmy Suwałki (został nam tylko jeden kesz, którego nie ma - ma status tymczasowo niedostępny) i ruszyliśmy po FTFy. Najpierw miał być Folwark Netta (OP4107). Cóż... nie zaczęło się zbyt dobrze, w połowie drogi do kesza dopadła nas mgła. Nigdy takiej nie widziałam, nie mówiąc juz o prowadzeniu auta... :| Widoczność spadła do maksymalnie kilku metrów, a że nie należę do specjalnie doświadocznych kierowców jechałam wolniutko i ostrożnie - widziałam jedynie troszkę pasa po lewej i troszkę trawnika po prawej ;) I tak przez kilka ładnych kilometrów. Zajechaliśmy na miejsce i żeby nie kusić losu zaparkowaliśmy na drodze polnej. Jak się okazało droga prowadzi do prywatnej posesji... Zaczęliśmy się przedzierać przez las, przy świetle latarek i w tej gęstej mgle... prawie jak Blair Witch project... Brr... We czwórkę (Ja, Zbyszek, Nickiel, Psikiszek) było raźniej, w dwie osoby raczej bym się nie zdecydowała na taki wyczyn... Bez strat przeskoczyliśmy podmokły rów i zaczęliśmy się przedzierać przez las. Od przysłowiowej dupy strony, ale w tych ciemnościach i mgle któż mógł wiedzieć gdzie jesteśmy. Drogę wskazywały GPSy. I nagle zadzwonił telefon od Mieszka, który z Humą został przy autach. Na drodze są mieszkańcy posesji i chcą przejechać... więc musieliśmy z Nickielem wrócić i przeparkować auta...... Nie chcę tego w sumie komentować, racja była po ich stronie, przynajmniej teoretycznie. Nic to - szybki telefon do Zbyszka, który został z Psikiszkiem żeby szukać kesza. A oni mówią, że wracają bo przepędził ich stamtąd właściciel drugiej posesji... (na której znajduje się kesz? bo byliśmy w odległości 5-10 metrów - tak nam gpsy wskazywały) wrócili po śladach i po chwili się spotkaliśmy. Uradziliśmy, że w tych warunkach bez sensu są jakiekolwiek dalsze poszukiwania i wracamy do domu.
Z powrotem pierwszy jechał Nickiel więc wyjechaliśmy stamtąd nieco szybciej, a później do Białegostoku równiutko za tirami, które miały niezłe tempo i mgłę rozganiały ;)

I tak to się skończyła nasza wyprawa :)

Bardzo, bardzo fajnie było :)

Małe podsumowanie :)
Podjętych: 37 skrzynek
Nieznalezionych: 1
około 18-19 godzin na nogach, z czego 16 za kierownicą.
Prawie 300 zdjęć zrobionych :)

Poniżej mapka keszy;



sobota, 22 października 2011

Szybka 50tka (4/X/11)

Z racji tygodniowego urlopu dysponowałem czasem. Jakoś po Zażynku kolega Nickiel stwierdził, że z chęcią się przejedzie rowerową trasą Zażynkową. Wysłałem mu SMS, że mam czas i stało się. Żeby się za bardzo nie przemęczyć stanęło na pętli 50 km. Tak jak było ustalone wyruszyliśmy na stalowych rumakach w stronę keszy i innych niespodzianek. Tak jakoś po drodze był kesz Snowaka "Most kolejowy" OP3D33.

Już dawno ostrzyłem sobie zęby na tą skrzynkę, ale jakoś okazji nie było. Zlezienie po kesza łatwe nie było, ale jakoś sobie poradziłem.

Samo podjęcie i wpis też bez stresu. Natomiast wydostanie się z wiaduktu... koszmar. Zeskoczenie na dół - kuszące, ale się za bardzo bałem, wlezienie w górę - rozsądne, aczkolwiek jakoś mi się nie widziało. Kombinowałem jak koń pod górę... w końcu w asyscie Nickiela wlazłem na górę, tą samą drogą którą zlazłem wcześniej.

Konkluzja - mam lęk wysokości, nie widzę przestrzennie a i kondycja jakaś nie taka. Po zdobyciu kesza wsiedliśmy na rowerki i naprzód - pętla czeka!
No to sobie pojechaliśmy... jechaliśmy, jechaliśmy... górki, szutry asfalty, jesienne widoki itp. Po trasie był keszyk "Stacja Krynice" OP06A5, miejsce znane i nawet dość często odwiedzane.

Szkoda, że przy drodze prowadzącej do bramy jest tabliczka "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony" przez co nie dane mi było dostać się do hasła. Ale założyciel hasło podał, po zapoznaniu się z fotką wykonaną przy obiekcie. A sama tabliczka... podobno nielegalna ;) Z Krynic udaliśmy się do Knyszyna, gdzie Nickiel miał jeden keszyk zaległy, czyli "dMR*15 Obóz karny w Knyszynie" OP3580.

Przy keszyku była przerwa śniadaniowo wypoczynkowa. Jednak te 30 km już przejechanych troszkę dało się we znaki. Na szczęście jak na początek października pogoda była iście letnia:) Z Knyszyna asfaltem pojechaliśmy do kesza "dMR*16 Kompleks historyczny w Kalinówce Kościelnej" OP3585.

Tym razem kesz był, poprzednio jak szukaliśmy z tATO, to go wsiąkło i po konsultacji z założycielem przeprowadziliśmy reaktywację. Dzięki temu Nickiel miał całkiem nowy logbook do stemplowania. W Kalinówce strzeliło nam na licznikach coś około 40 km. Po krótkiej debacie (w planach był jeszcze kesz w Aulakowszczyźnie 20 km dalej) padła decyzja o powrocie do domu. I całkiem dobrze, bo do Białego było jakby nie patrzeć około 40 km... Jakoś się nam te kilometry namnożyły, miała być pętla 50 km, a za nami już 40 i przed nami 40... Nigdy za dobry z matematyki nie byłem. Konsultacja z GPS, trasa ustalona więc naprzód. Trasa jak najkrótsza... jak się okazało nie najlepsza. Leśne drogi zarośnięte, zapiaszczone, czasem trzeba było rowery prowadzić.

Lekko nie było. A u Nickiela opony trochę węższe i po lesie tak sobie chciały jeździć. Dziwnym przypadkiem na trasie powrotnej był kesz "Gajowy Henryk Jabłoński" OP13B1.

W czerwcu razem z Martą, próbując dojechać do tego kesza prawie utopiliśmy nasz keszowóz. Poniżej miejsce naszego taplania się w błocku podczas suchej, jesiennej pory......

Teraz byśmy przejechali bez żadnego problemu...

Kesz tym razem podjęty rowerowo i jak zawsze po wylezieniu z chaszczy okazało się, że do kesza prowadzi naprawdę dobra leśna droga:) Po leśnych przejażdżkach trochę nam już gorzej się jechało, u mnie odezwało się lewe kolano, a u Nickiela "odcięło prąd". Na szczęście odcinek od kesza do Kopiska długi nie był, a z Kopiska do Ponikły i asfaltu niedaleko. Mimo asfaltu jechało się ciężko i jakoś przerwy częstsze były, ale jakoś do miasta dojechaliśmy. Do domu zostało tylko kilka kilometrów... ale to były najgorsze kilometry dzisiejszego dnia. Na szczęście wyprawę zakończyliśmy bez większych urazów itp. Na moim liczniku wyszło 87 km ;) Jak to Marta skomentowała nasze poczynania: "Stare a głupie" ...hehehe

niedziela, 9 października 2011

Kaloszowa wyprawa

Z racji pięknej jesiennej pogody wybraliśmy się po kesze, które pozostały nam jeszcze porozrzucane w nie do końca przyjaznych (i przejezdnych) lokacjach w pobliskich lasach ;)
W tym celu najpierw pojechaliśmy kupić Zbyszkowi gumiaczki :) Moje fioletowe czekały już w szafie od jakiegoś czasu ;) a później udaliśmy się po pierwszą skrzyneczkę Krasna Rzeczka (OP3FCD) w pobliżu Supraśla. Miejsce znane i lubiane.

Pięknie jest tam jesienną porą :)

Pudełko znaleźliśmy bez problemu i w zasadzie GPS-free ;) Szkoda tylko, że takie małe - spokojnie można by schować większe i zaopatrzone w fajne gadżety. Do różowej żaby dorzuciłam różowy gwizdek. (Swoją drogą żeby tak założyć kesza, do którego będą mogły wpadać tylko i wyłącznie gadżety tego samego koloru... do przemyślenia ;)

Później pojechaliśmy już do właściwej mokradłowej skrzynki Filipsa - Bagna Puszczy Knyszyńskiej (OP00A5). Lanosa zostawiliśmy nieopodal a sami spacerkiem przez las dotarliśmy na miejsce.

Spodziewałam się większych bagien, a zastaliśmy jedynie nieco większe błotko, które na upartego spokojnie można by ominąć i przejść suchą stopą. Kalosze dały jednak komfort nie zastanawiania się nad następnym krokiem ;) Na początku skierowaliśmy się w miejsce najbardziej charakterystyczne, później Zbyszek odpalił pomocnicze zdjęcia Teda. Chwilę porozglądałam się i już wiedziałam gdzie jest, a jak podeszłam bliżej już widziałam kesza. Białe pudełko leżało sobie na wierzchu. Pudełko z okazji leżenia w tak wilgotnym miejscu nie było w najlepszym stanie. Wysuszyłam wszystko co się dało, czego się nie dało, zabrałam ze sobą do wyrzucenia. Logbooki podsuszyłam, niestety w takij pogodzie nie dało się zupełnie wysuszyć więc stare (prawie w rozsypce) dałam do strunówki a nowy logbook, dołożony przez Marloga (też mokry) wrzuciłam do dwóch. Mam nadzieję, że keszyk będzie trwał dalej :) Tylko nieco trudniej będzie go znaleźć, bo białe pudełko owinęłam czarnym workiem, tyle że nie chowałam głęboko.
 Zrobiłam foty starym, wilgotnym logbookom. Niedługo, podejrzewam niestety, rozsypią się w proch :(
 Ogółem to nie jestem przekonana do logbooków w tej formie, ale cóż... Trzeba przyznać, że całkiem miło jest poczytać niektóre informacje umieszczone przez znalazców ;)

I na koniec moje kaloszki :) Przeszły chrzest bojowy i są całkiem wygodne.