sobota, 24 września 2011

Na chwilę przed...

...Nickielem, a jakże ;) I to zupełnie niechcący. Z racji takiej, że nie pojechaliśmy dzisiaj tam gdzie mieliśmy jechać, wybraliśmy się po FTFy nad granicą, które pojawiły się niedawno ;)
I tak jakoś wyszło... ale wszystko po kolei.
Mieliśmy najpierw jechać na zakupy, ale uznaliśmy, że zakupy zrobimy wracając. To była kluczowa decyzja.
Pierwsze zaliczyliśmy Czuprynowo (OP3D32). Szybki drive-in z rodzaju tych "grzebnij nogą i kesz twój" ;)
Tu dosłownie tak było, grzebnęłam nogą i kesz nasz ;)
Z racji ładnej miejscówki zostawiłam krecika, który przyjechał z nami ze S4nych. Niech sobie "popatrzy" na jeziorko ;)
Dalej do FTFa w keszyku Pomnik w lesie (OP3D35). Dojazd tam był dość problematyczny, ponieważ znajduje się to niedaleko granicy i tuż obok terenu kolejowego zamkniętego dla cywilów. To wróżyło pewne komplikacje, mnóstwo tam kamer. Postawiliśmy auto tuż obok przejazdu kolejowego i poszliśmy pieszo przez pola po kesza. Musieliśmy niestety przejść przez most, przez rzeczkę nie chcieliśmy. Gdyby był inny samochód może spróbowalibyśmy przejechać, ale tak.. ;)

W międzyczasie zaczął padać deszcz. Do kesza doszliśmy dość łatwo, pudełko też nie wymagało wysiłku do podjęcia. W drodze powrotnej Zbyszkowi  na drodze  mignął samochód Straży Granicznej. Po nas jechali... Stwierdziliśmy, że na 100% będą czekać na nas przy naszym aucie, bo przecież na przełaj i tak uciekać nie będziemy ;)
Grzecznie wróciliśmy łąką do auta, z daleka krzycząc dzieńdobry :D
Panowie bardzo spokojni byli, zapytali dlaczego tu jesteśmy itp. Powód oczywisty - pomnik w lesie. Panowie strażnicy wiedzieli o nim, więc się nie zdziwili, jeden bardzo inteligentnie zapytał nawet czy mamy zdjęcia "bo on nigdy nie widział". Cóż, na prawdę jestem pod wrażeniem inteligencji, piszę to bez ironii, to było takie naturalne i gładkie ;) Oczywiście pokazaliśmy zdjęcia, co już zupełnie uspokoiło stróżów.

Spisali nasze dowody, a w międzyczasie pogadaliśmy chwilę na różne przegraniczne tematy. Dowiedzieliśmy się, że jeśli na pasie granicznym jest jedna osoba to wykrocznie, a jeśli dwie to już przestępstwo.. ciekawe...
A odnośnie robienia zdjęć panowie stwierdzili, że nie wolno fotografować czynnych przejść i różnych takich konretnych obiektów, w przypadku granic zielonych raczej nikt nie będzie interweniował.
Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy dalej. A dalej była Dubnica (OP40E1).  (Tak mi właśnie przyszło do głowy, że szczęśliwym okazał się fakt, że wszystkie strunówki i inne gadżety keszerskie były dzisiaj ładnie spakowane do pudełka... Gdyby pogranicznicy zobaczyli kilkanaście strunówek walających się (jak jest zwykle) po torbie od aparatu, zadali by nam pewnie kilka pytań więcej... ;)
Miejsce przyjemnie i charakterystyczne. Ale mimo wszystko... bliskość granicy na prawdę niepokoiła. Robiąc zdjęcia czułam czyjś wzrok na plecach... (pewnie to tylko wyobraźnia, ale mimo wszystko). Granica jest tuż, parę metrów od tego rogu płotka kapliczki...
 Stamtąd skierowaliśmy się do Drogi do Grodna (OP40DF) i w trakcie jazdy zadzwonił do Zbyszka Nickiel.
Pierwsze jego pytanie brzmiało "i jak wam się dzisiaj maluje szlaki", na co Zbyszek odrzekł mu zgodnie z prawdą że dzisiaj akurat nie malujemy. I Nickiel domyślił się prawdy, a my już wiedzieliśmy że walka o FTFy była sroga. Minęliśmy się dosłownie o minuty :D Nickiel akurat podejmował Pomnik w lesie i wydeptane ślady zauważył więc zadzwonił... powstało w nim podejrzenie, że FTFów nie zgarnie. I okazało się ono prawdą. My już mieliśmy je w garści ]:->
Podjęliśmy przedostatniego kesza (3ci dzisiaj FTF) i czekaliśmy sobie przy nim na Nickiela... Duże, fajne pudełko, zabraliśmy 10 kopiejek a dorzuciliśmy odblask z uśmiechem i gumiano-drutowego kościotrupa ;)


W sumie to dość śmieszny zbieg okoliczności. Ja rozumiem spotkać się pod nowymi skrzynkami w mieście gdzie do centrum mamy parę minut autem. Ale 50 km od Białego? To jest dopiero przypadek ;)))

Po kesza U źródła Biebrzy (OP3D37) pojechaliśmy już razem (zachaczając jeszcze raz o Dubnicę, co by Nickiel mógł też ją podjąć).
 Z mostka przy którym znajduje się pudełko, jest fajny widocznek. Nie wiem czy to aby na pewno źródło Biebrzy, ale fajne chaszcze ;) Na szczęście dla nas, 3po3 to nie hardkor i nie trzeba było się przez nie przedzierać, moczyć tyłka, ani innych części ciała ;)
 Podskoczylismy jeszcze z Nickielem po Sidrę (którą już mamy) bo i tak nam po drodze było. Przy okazji drzuciliśmy tam krecika. A później już do domku.

Jesienna pogoda i wszystko co się z nią wiąże wysysają ze mnie wszystkie siły...

poniedziałek, 19 września 2011

Nocne szukanie krzyża

No i gdzież mógłby być krzyż okeszowany przez 3po3 jak nie w lesie ;)
Keszyka (OP3FDB) nasz zacny kolega udostępnił jakoś tuż po rozpoczęciu naszego sierpniowego ogniska, po zakończeniu naszej gry, Zbyszek upublicznił informację ;)
I zebrała się niezła ekipa chętna do jego podjęcia "już teraz" ;) Więc poszliśmy, na przełaj przez jezdnię, później przez las, za Nickielem ;)
Nickiel to ma zawsze (prawie) szczęście, udało mu się znaleźć jakąś taką drogę która prowadziła nas bardziej w kierunku kesza niż inne. I tak sobie szliśmy leśną drogą otoczeni przez ciemność, oświetlając sobie drogę jedynie latarkami...
I tak przez 500 m ;) Co po niektórzy dopijali jeszcze piwko... Ja dopijać niczego nie mogłam, niestety, wyrzeczenia kierowcy ;)) Ale za to mogłam zapoczątkować bieg po kesza :)
Pewnie niektórzy sądzili, że żartuję, ale mnie się taki czarny humor trzyma, szczególnie po nocy. I jak stałam tak pobiegłam ;) A za mną Piotr B. pseudonim Bełta :))) Przyjemny był to bieg, chociaż moje nienawykłe do tego typu wysiłków ciało nieco oponowało, ale w takim towarzystwie i jeszcze po kesza? :)
Dotarliśmy na miejsce kesza ładnych kilka minut przed resztą ekipy, a że spojler był bardzo dokładny od razu trafiliśmy w miejsce keszyka. Kucnęliśmy w krzunach i w tym momencie usłyszeliśmy pozostałą (niebiegającą) część poszukiwaczy ]:->
Zdążyłam tylko cicho powiedzieć do Bełty:
- zgaś latarkę i cśśś... i sama zgasiłam wszystko co świeciło ;)
Siedzieliśmy w tych krzunach kilka minut, w duchu nieco się podśmiewując ;) (znaczy się ja, nie wiem jak Piotrek), wiem tylko że bardzo po cichutku kesza wygrzebywał z miejsca ukrycia.
Ciemno było, krzaki gęste, lataki przemykały po miejscu naszego ukrycia raz po raz, nikt nas nie zauważył :) Ot i radocha, pewnie był nie wytrzymała, zaśmiała się w głos i zdradziła naszą kryjówkę, ale w tym momencie Nickiel (świadomie lub nie, twierdzi że spojler pamiętał - nono ;) ) skierował się dokładnie w naszą (kesza) stronę i takim to oto sposobem zakończyła się nasza maskarada :)

Faajny to był keszyk.

Gdy wracaliśmy nie obyło się bez małego zamotania.... Wracaliśmy prawie tą samą drogą :D Przez krzuny i chaszcze, niechcący (przez płot) wleźliśmy na teren strzeżony (obyło się na szczęście bez interwencji) ;)
A później jeszcze tylko tunelem dla zwierzątek pod jezdnią i już prawie byliśmy z powrotem na miejscu ogniska.

Baaaardzo lubię takie dziwne, nieprzewidziane, spontaniczne, dzikie akcje! :D

To był ostatni kesz jakiego znaleźliśmy później trzeba było cały tydzień pracować, żeby mieć pieniądze na kolejne keszowanie, a w weekend.. to się działo ;)
9 Zażynek się odbywał, i nas na nim nie zabrakło... :))

wtorek, 13 września 2011

IV Białostockie spotkanie integracyjne

Ojoj... co się działo ;)
Ogółem ze Zbyszkiem byliśmy nieco zmęczeni, po całym dniu na nogach, ale co tam zmęczenie ;)

Ze względu na nasze zadania i niemoc przybycia wcześniej celem przygotowania ogniska, zrobił to Nickiel w swojej uprzejmości ;) Więc tym razem przyjechaliśmy na gotowe. Chwilę postaliśmy przy ognisku i zaczęliśmy wypuszczać pierwsze grupy do naszej gry "5 kroków..." (OP3F41) więc niestety zdjęć jest tylko kilka. Tym razem akurat nie zdjęcia były najważniejsze ;)
To będzie pierwsza na tym blogu notka bardziej opisowa niż zdjęciowa.... ;)

Ogółem planowaliśmy nie za trudną grę, do maksymalnie godzinki. Wyszło jak zwykle nieco inaczej ;) Trochę mało czasu mieliśmy na przygotowanie etapów, bo jedynie kilka wieczorów, z czego dwa poświęciliśmy na przejście trasy i umieszczenie skrzyneczek.. Trochę się tłumaczę, ale czymś trzeba ;)
Ogółem pierwsza grupa problem miała jedynie z 3cią skrzynką, ukrytą w znaku stop. Poza nią wszystkie znaleźli bez większych problemów. Ja podziwiam osobiście Bombadila z Agnieszką, że całą trasę (już później po zmroku) przeszli wraz z wózkiem i malutkim dzieckiem ;) Szacun! :))

Drugą była grupa złożona z samych prawdziwych facetów ;) Potraktowali zabawę bardzo poważnie i wszystko co było napisane (nieco z resztą błędnie) w podpowiedziach wykonali co do joty ;) Nawet znaleźli drzewo z krzyżem dokładnie w miejscu gdzie prowadziła podpowiedź... ;) Niestety nie to, o które mi chodziło. (Mea culpa, my podeszliśmy do tej zabawy dość lekko i nieco za słabo przyłożyliśmy się do łopatologicznych opisów. Następnym razem będzie lepiej ;) ) Ostatnia grupa ich wyprzedziła, więc uznałam że najlepiej będzie jak do nich dołączę i wracając zabiorę wszystkie skrzynki. Dotarłam do chłopaków przy 2 giej miejscówce, po krótkiej nocnej przebieżce po lesie ;) Z kolejnymi keszami już nie mieli żadnych problemów ;)

Ostatnia puszczona grupa też się nieco pomieszała - nie przewidzieliśmy, że ktoś może znać aż tak dobrze las, żeby z pamięci i w nocy wiedzieć gdzie niebieski szlak prowadzi. Ja z resztą byłam święcie przekonana że szlak prowadzi tak jak my umieściliśmy skrzynkę... ;) Na szczęście nie zaszli daleko, jedynie kilkaset metrów i domyślili się że coś nie halo ;) Telefony działały, informacja została przekazana, wrócili na "szlak" ;)
Spotkaliśmy się przy keszyku Stop. Uznałam, że już dalej sobie poradzą i nocnym lasem dotarłam do grupy drugiej, która zrobiła się 3cia, a o której już pisałam ;)
 I tak to gra przebiegała... Z niecałej godziny zrobiło się około 2... Nasze założenia były błędne od samego początku ;)

Mam nadzieję, że pomimo pewnych niedociągnięć i niedopatrzeń, których kilka było (wszak ludźmi jesteśmy a to nasza pierwsza taka gra) było miło i przyjemnie :) Trochę czasu poświęciliśmy na przygotowanie wszystkiego, jak życie pokazało, niestety za mało ;) Mimo wszystko jakaś tam frajda z przegonienia kilkunastu ludzi w nocy, po lesie JEST :D

Skrzynka została złupiona, a było tam różności zebranych od znajomych przedstawicieli h. ;) Pendriv, etui, mnóstwo smyczy, długopisów, jakieś monety, znaczki, naszywki, śledzik białostocki - magnes na lodówkę, cała kupa wszelkiego  innego dobra.

I mój autorski pomysł - "Zestaw naprawczy" :) Wydaje mi się, że to może być niezły pomysł na "gadżet" do kesza :)
Zestaw naprawczy składa się z:
- czarnego worka 25l,
- 4rech strunówek w 2 rozmiarach,
- 2 pasków zaciskowych,
- 2 woreczków higroskopijnych,
- 8 logbooków (2 książkowe, dwa mini, cztery mikro),
- 2 informacji na pudełko,
-  kilku recepturek,
- 2 ołówków (jeden mikro, drugi większy)
- temperówki,
- po namyśle dorzuciłam też 2 chusteczki higieniczne, pierwsze zestawy nie były w nie "wyposażone", ale w sumie to dobry pomysł, bo czasem brak takiego dobra w pobliżu, czy to do suszenia pudełek czy innych czynności czyszczących..... ;)

Wygląda to tak:
I w pełnej okazałości:
W krzynce finałowej były dwa i obydwa się spodobały :) Cieszę się!  Pewnie w co większych skrzynkach będę od czasu do czasu zostawiać coś takiego :)

Tak mniej więcej odbywało się spotkanie. Nie wiem co działo się przy ognisku, ponieważ biegałam po lesie ;) Ale podejrzewam, że też smutno nie było ;))))

Nasza gra to nie była jedyna nocna przygoda tego dnia, ale podejmowanie tego kesza zasługuje co najmniej na osobny wpis.... ;)

poniedziałek, 12 września 2011

W weekend dopiero się działo...

Wiedzieliśmy, że będzie intenstywny i był. Nawet bardziej niż przewidywaliśmy. Ale co tam, póki sił i zdrowia starczy trzeba szaleć i korzystać ze wszystkich możliwości.

W ten weekend zaplanowaliśmy pierwsze malowanie szlaków w tym roku - czyli dwa dni intensywnej roboty, porannego wstawania i kilkunastu godzin za kierownicą...
Pierwszego dnia mieliśmy zaplanowane okoliczne skrzyneczki przy okazji niejako ;) Ale zanim pierwsza z nich: Zmentarz wiejski (OP0873) to trochę zdjęć z okolic ;)
W okolicy rowerowego szalaku bocianiego stoi bardzo dużo ciekawych kapliczek. Są drewniane i takie nietypowe, podobnych jeszcze nigdzie nie widziałam. Ta akurat okazała się całkiem stara.
 Później chwila na papierocha i kilka porannych fotek perełek ;)
 Jakoś tego pierwszego ani drugiego dnia, nie bardzo mi szło robienie fotek. Trochę usprawiedliwiam się tym, że nie chciałam za często gasić auta (w zeszłym roku zepsuliśmy rozrusznik, chciałam uniknąć tego teraz)... więc siedziałam w samochodzie i oglądałam filmy ;) Palmtop blutaczowo podłączony do głośników samochodowych całkiem nieźle się sprawdza w takich warunkach ;) na prawdę mi się przyjemnie te filmy oglądało ;)))
Zdjęć jest za to tyle, ile razy wysiadałam dla rozprostowania nóg ;)
A czasem nawet i nie wysiadałam... tylko okno opuszczałam, np. jak w przypadku tego ładnego domu.... ot, lenistwo.
 A tu już foty z urokliwego cmentarza w Krasnyborze (czy Krasnymborze - nie wiem jak poprawnie). Chmury rzubowe ładnie się komponowały ;)
Zbyszek z Wolvem poszli sobie szukać hasła dookoła, a niech sobie spacerują skoro lubią - co ja im będę ułatwiać. Sama poszłam wprost do pomniczka z hasełkiem ;))
Cmenatrz na wzgórzu, co by chociaż po śmierci mieć widoki...
 Zbierało się, na szczęście nie padało.
Podjęliśmy skrzynkę "Ostrowiec" (OP1181) - stoi sobie bezimienne miejsce pamięci w lesie. Żałuję teraz, że nie zrobiłam zdjęcia tej pustej tabliczki. Jakoś wtedy do głowy nie wpadło.
Miejsce klinatyczne, keszyk łatwy do znalezienia.
Byliśmy też na   Moście nad Biebrzą (OP0884).. skubany fotogeniczny jaki ;)
Parę fotek cyknęłam zanim zbarałam się do szukania skrzynki.
Widzieliśmy, że dwa ostatnie logi to nieznalezienia więc byliśmy przygotowani na reaktywację. Przeszukaliśmy  potencjalne miejsce ukrycia... nie jesteśmy pewni czy szukaliśmy aby dobrze, ponieważ spojler od 3po3 dostaliśmy dopiero później i już nie było jak wrócić.. Nie znaleźliśmy, więc zreaktywowaliśmy ;) Najwyżej będą dwie skrzynki :) To nie problem :D
Trochę w sumie żałuję, że podczas takich wyjazdów nie ma czasu za bardzo na dłuższe popasy, bo znalazło by się kilka miejsc na założenie nowych keszyków. Jak na przykład ta rzeźbiona kapliczka stojąca gdzieś po drodze...
Wracaliśmy przez Suchowolę, nie mogliśmy więc zapomnieć o nowopowstałym keszyku w centrum Środek Europy (OP3F07) ;) Z racji kilku tubylców powracających wolnym, okrężnym krokiem do domu powstała cała sesja z serią głupich min przy odkładaniu kesza ;) Niezmiennie aparat i hasło "to chodźcie, zrobię Wam kilka zdjęć" powiedziane ze sztucznym entuzjazmem w głosie działa jak hasło do czapki niewidki i czyni nas niewidzialnymi dla okolicznej ludności ;)
Co jednak trzeba przyznać, plac wygląda teraz bardzo ładnie.
 Z czynną fontanną wygląda pewnie jeszcze lepiej.
Wróciliśmy szybko do domu wiedząc, że następnego dnia też trzeba wstać o 5tej... Brrr... i znów cały dzień na nogach.

Po takim intensywnym lecie jak tegoroczne, tym bardziej docenię możliwość siedzenia w domu zimą ;) A jeszcze jesienią tyle planujemy... każdy weekend zajęty, Zażynek, szlaki, punkt G...

  Moje nowe motto brzmi: wyśpię sie po śmierci. ;)  

czwartek, 8 września 2011

Sprawy okołokeszowe

Zabraliśmy się dzisiaj do opisania i udostępnienia skrzynki  eventowej, która będzie do podjęcia podczas najbliższego spotkania keszowego :) Wpadliśmy w sumie na fajny pomysł, jestem ciekawa czy zostanie dobrze odebrany wśród podejmujących, mam nadzieję, że tak.
To w sumie nasza pierwsza tego typu inicjatywa, plany były dość ambitne, wyszło troszkę inaczej niż zakładałam, ale może to i lepiej. Trudne skrzynki są fajne, ale łatwiejsze są jeszcze fajniejsze :))
Skrzynia finałowa to wypełniona po brzegi najróżniejszymi fantami, całkiem fajnymi, mam nadzieję że ucieszą zdobywców.
Z okazji niespodziewanego przypływu gotówki pojechaliśmy dzisiaj na dokupienie różnych gadżetów i trafiliśmy na fajny kuferek, który idealnie nadaje się do takiego keszyka ;)
Koty oczywiście musiały obwąchać... Kicia i jej "nie oddam - to moje!"
Kotki też lubią fajne fanty w keszach ;)
A co do zakupów i innych okołokeszowych spraw, kupiliśmy fantastyczne malutkie pojemniczki na żywność, pojemność około 150ml (czyli jak moczówka) w promocji op. 3 szt za 4 zł, nie jest to duża kwota a pojemniki wyglądają na szczelne, do tego komplet różnokolorowych taśm izolacyjnych, na których brak cierpiałam. Czarna niby jest uniwersalna, ale czasem dla idealnego maskowania jednak nie do końca się sprawdza. Nabyliśmy jeszcze kilka innych gadżetów, ale mnie osobiście najbardziej ucieszył jeden zakup:
Teraz jest sezon na tego typu obuwie ;) w to mi graj! są wykonane z jednego kawałka gumy, więc nic się w trakcie nie odklei, co najwyżej obcas, ale najważniejsze - są fioletowe!! :) Nawet na keszowaniu trzeba dbać o dobry look :D A kupione zostały z myślą o Punkcie G, gdzie niedługo przymierzamy się pojechać.

  Pieniądze nie dają szczęścia, dopiero zakupy ;)   

niedziela, 4 września 2011

Przedzimowy serwis

Z okazji pięknej, niedzielnej pogody, wybraliśmy się na przeserwisowanie kilku naszych skrzynek.

Najpierw pojechaliśmy zobaczyć jak ma się nasza skrzynia pełna skarbów w Sowlanach. Przy okazji porannej rosy i słońca wyszło też kilka kwiecistych fotek.
 Żółte kwiatki i żółte kwiatki na tle nieba ;)
 Sama skrzyneczka trzyma się bardzo dobrze, chociaż drewniana skrzynka z racji zakopania w ziemi jest nieco wilgotna i lekko już obrasta mchem, to jednak spodziewałam się że po tylu miesiącach w ziemi może być już w gorszym stanie.

Trochę podsuszyliśmy ją, uzupełniliśy fantów, dorzuciliśmy też kreta zgarniętego podczas S4nego. Ogólny stan kesza - bardzo dobry. Wszystko w pudełku suchuteńkie. Podejrzewam, że drewno zabiera całą zbędną wilgoć. No i good :) Kesze w takim stanie życzyłabym sobie znajdować :)
 Później pojechaliśmy na dworzec Fabryczny i niestety... pudełko znów przemokło :( Nie polecam pudełek plastteam czy jakoś tak. Nie są szczelne. Insza inszość, że był zagrzebany w ziemi... błędy młodości ;) Ktoś dodatkowo umieścił go w patentowanej osłonce ;)
 Wysuszyliśmy pudełko, dorzuciliśmy gadżetów i zmieniliśmy schowanko. Już nie jest w ziemi. Może nie zamoknie. Btw niezłą opcją jest chowanie do strunówki z logbookiem woreczka higroskopijnego. Wydaje mi się, że coś tam jednak daje. Kesz był mokry, logbook jedynie lekko wilgotny.
Zdjęcie kończące - tuż obok schowanka zastaliśmy całkiem fotogeniczny stos drewna.
Ciekawe jak się trzyma chlorokrzyż, niedługo też odwiedzimy.

sobota, 3 września 2011

Z okazji kolejnego FTFa

Zbyszkowi spodobało się ostatnio rozwiązywanie quizów.
A że pojawił się niedawno w pobliżu quiz matematyczny wziął się za jego rozwiązywanie.
Ja mam bardziej na bakier z matematyką niż Zbyszek, więc niewiele mu pomogłam przy samej zagadce...
Ale cały opis keszyka wydawał się spójny i zachęcający, więc całkiem mi się podobała ;P. Pojechaliśmy więc na kordy, a naszym oczom okazało się... przysłowiowe "zaplecze tesco" ... Szkoda straszna, bo tyle autor czasu poświęcił na dopracowanie zagadki i fajne jej przedstawienie, a kesz jest bardzo marniutki :(

Nie chcę za bardzo niczego zarzucać  autorowi tej skrzyneczki, ponieważ nasz pierwszy kesz też nie jest najwyższych lotów. Cóż... oby kolejne były lepsze :)
Widzę potrzebę edukowania i pracy u podstaw, pokazywania skrzynek, które są dopracowane w całości, nie tylko pod wzgledem opisu ale też technicznie - mają szczelne pudełka i strunówki, ciekawą zawartość, są ciekawie ukryte, albo chociaż w interesującym miejscu.

Niestety, im więcej skrzynek znajdujemy, tym bardziej się stajemy wymagający jeśli chodzi o jakość... Jeszcze 300 keszy temu, nawet byle jak zagrzebane pudełka sprawiały nam przyjemność ;)

czwartek, 1 września 2011

S4ne dzień ostatni i powrót

I niestety.. nadszedł ten dzień, ostatni, dzień wyjazdu...
Rano nie było ciepło... Miałam problem z wyjściem z nagrzanego śpiwora. Brr.. jak sobie jeszcze pomyślałam, że cały dzień w sandałach mam pomykać i bez ciepłego ubrania to miałam ochotę zapiąć się, żeby tylko nos wystawał i tak już zostać...
Po porannej kawce urodził się nam pomysł żeby podjąć wodną skrzynkę. I tu uwaga - poniżej będzie kilka zdjęć powszechnie uważanych za spojlery, chociaż akurat jeśli chodzi o tego keszyka to nie jest trudno go znaleźć bo widać go z daleka, trudniej do niego dotrzeć, ponieważ pływa sobie po wodzie ;) Wraz z Mieszkiem i Nickielem, którzy we dwóch stanowili siłę napędową naszego wodolotu wyruszyliśmy na podbój jeziora.
 Razem z nami, w drugim wodolocie wybrali się Freney i Smashin.
Na początku się umościłam z tyłu, "w bagażniku" i nawigowałam :)) Niestety mój "napęd" zadecydował, że źle jest rozłożony ciężar w naszej maszynie i musiałam się przenieść na środek (gdzie ciekła woda ze steru, ale cóż, od mokrego tyłka jeszcze nikt nikt nie umarł...) Przynajmniej cieplej mi było pomiędzy rozgrzanymi (od wysiłku) chłopakami, bo na wodzie jak to na wodzie trochę wiało. Odkąd przesiadłam się na środek szło nam jakby nieco szybciej ;P Nie to żebym narzekała, czteronożny napęd sprawił się i tak całkiem nieźle :)) Nie bylibyśmy to my gdyby nie bylo wesoło :D Mieszko podśpiewywał stare ballady żeglarskie pedałując i jednocześnie wiosłując ;))
Aż dopłynęliśmy. I już mieliśmy w garści obiad :)

Chłopaki z sąsiedniego rowerka wypatroszyli kaczkę i podali nam o dziwo suchusieńki logbook. Takiego suchego logbooka próżno szukać w normalnych keszach, a co dopiero wodnym. Normalnie szok!
Szybki wpis, parę fotek i trzeba było pedałować z powrotem, gdzie na pomoście czekał na nas Zbyszek.
 Ciekawa opcja z tą wodną skrzynką, dobrze zabezpieczona przed wilgocią i w ogóle fajny pomysł :)
Później niestety zaczęło się pakowanie i inne niezbyt przyjemne elementy związane z odjazdem. Szkoda było opuszczać tak fajne miejsce :(
 Na pocieszenie podjęliśmy jeszcze kilka okolicznych keszy. Tuż obok Galeona w gaciach (OP15EB) toczył się pojedynek (OP27B8) Animałej i Wąska na szpady, wyglądało to efektownie ;) Kiedyś i my spróbujemy ;)
 Tymczasem udaliśmy się po Drzewo Czarownic (OP2C4E) i Kamuflaż (OP1EC7) obydwie schowane w lesie, gdzie z racji moich sandałków nie polazłam. Drzewo czarownic było (ponoć) fajne, ale Kamuflaż był fajny na pewno :) Aż chciało by się zaspojlerować i pokazać jakiego to keszyka sprawił Alex22.. ale nie będę psuć zabawy i zaskoczenia innym ;) Grunt, że pomysł fajny, sami myśleliśmy o czymś podobnym, tylko nieco mniejszym i inaczej schowanym, i na pewno to wprowadzimy w życie, tylko dobre miejsce do ukrycia trzeba znaleźć :>
Później pojechaliśmy po kesze bliżej centrum, a więc min. Kaszubski dom rękodzieła ludowego (OP2B89)
Bardzo klimatyczny domek, keszyk też całkiem zmyślnie ukryty.
Chociaż na początku szukaliśmy nie tam gdzie trzeba, to po krótkim spacerku udało się go namierzyć. Zdjęcie poniżej nie jest spojlerem ;)
 Fajny budynek z klimatyczną nazwą...
Przy kolejnym keszyku Kozi mostek (OP0970) znów chciało by się zaspojlerować... bo keszyk jest ukryty świetnie wręcz! Co się naszukaliśmy to nasze, i choć słyszeliśmy już o podobnych ukryciach - że są, to jednak w realu natknęliśmy się na coś takiego po raz pierwszy.  Nie było łatwo, ale jak poczytaliśmy logi a później załączyliśmy myślenie jakoś się udało. Kozi mostek w pełnej krasie... ;P
 Spod Koziego mostku ruszyliśmy już powoli w drogę powrotną zachaczając o Chojnice, gdzie poprzedniego dnia zostawiliśmy Kanały.. A Nickiel chciał ją koniecznie podjąć, więc pojechaliśmy.
Tu znów nie będę spojlerować, chociaż chciało by się ;)
 W penym momencie dojechały do nas ekipa Wrzosów i Zaboi i w tak wesołym towarzystwie udało się odnaleźć odpowiednie miejsce oraz skrzynkę, która leżała na wierzchu.. wystarczyło jedynie znaleść ten otwór... ;) Po kanałach podjechaliśmy po finałową skrzynkę kościołów, której mieliśmy na początku nie podejmować, ale... być, mieć rozwiązanie i nie podjąć? To do nas nie podobne...
Później pojechaliśmy do naszej ulubionej knajpki, odkrytej wczoraj, zasililiśmy bateryjki i mogliśmy jechać dalej.
A po drodze było Chełmno...
Piękne miasto... Tak patrzę na te zdjęcia i muszę wybierać średnie ujęcia, wszystkie dobre to spojlery. Jakiś dzień spojlaków wyszedł. Nie będę ich tu umieszczać, więc niestety będą te średnie ;) Powyżej zdjęcie pod keszem Mury Chełmna (OP2C7A), keszyk namierzony szybko przez Nickiela. Tu niedaleko zostawiliśmy (byle jak) zaparkowany samochodzik i miasto poszliśmy zwiedzać z buta. A było co zwiedzać :) Po drodze do Garści srebrników (OP1B4E) stoi taki oto smok :)
 Sam kesz znajduje się w okolicy placu zabaw i dość ruchliwego parku, ale z podjęciem nie było specjalnego kłopotu, na szczęście.
Zdobyliśmy też kilka wirtuali, przy wyborze zdjęć musiałam nieco uważać, żeby niechcący nie dać jakiegoś z widocznym hasłem ;) Foto kwietnika tuż pod bramą gdzie są dwa wirtuale i niedaleko ławeczki gdzie jest webcam ;)
 A oto ławeczka, wprawdzie nie ta gdzie wskazuje webcam... Ale niestety tylko stąd zdjęcia mi zostały, dwa screeny poszły się mnożyć przez moją głupotę. Miałam je zapisane na drugim kompie i chciałam je przerzucić na ten, i niestety... za szybko wyjęłam pena z gniazdka i zgrały się z błędem, są nie do odzysakania ;( strasznie bardzo mi szkoda :( Na prawdę tak bardzo szkoda, bo zrobiliśmy całą wyprawę z laptopem na ławeczkę żeby tego webcama podjąć :( A tak mamy tylko fotki ;( Bijcie, będzie zasłużone :( Swoją drogą ciekawe doświadczenie z tym webcamem ;))) Nie ma to jak bezprzewodowy net w komórce :D
 Do ławeczki było przypiętych kilka kłódek.. modne teraz takie ;) Komentarz Mieszka mnie rozwalił: "Ciekawe czy zachowali kluczyki, na wypadek rozwodu..." :D
Poszliśmy dalej, bliżej centrum ;)
Mówiłam już że to ładne miasto...? ;)
Spacerkiem, podziwiając architekturę nas otaczającą :)
Na pewno jest co zwiedzać, niestety czekał nas jeszcze dłuugi powrót do domu, więc nie mogliśmy za długo zwlekać z wyruszeniem.
Jeszcze tylko kilka wirtuali w centrum i można było wracać do auta.
Zdjęć było by na tyle, później już była jedynie trasa. Do Białegostoku przyjechaliśmy około 1 w nocy. Zmęczona byłam nieziemsko. W sumie nie dziwne... Zrobiłam sobie nawet dzień dziecka... wystarczyło mi głowę do poduszki przytknąć i już spałam, bo rano do roboty...
Przez 3 dni zrobiliśmy około 1100 km, poznaliśmy sporo nowych ludzi, zebraliśmy 87 keszy - bardzo różnorodnie schowanych, bo i wodnych i nocnych i nietypowych, było tego całkiem sporo...

Ogólnie weekend był bardzo przyjemny i do tego fajni, weseli ludzie
jak tylko będziemy mieli okazję wybrać się na kolejny zlot to na pewno przybędziemy :)

Te trzy notki strasznie mnie jakoś zmęczyły, sporo zdjęć do obróbki i informacji do przemielenia, ale warto było, bo nie chcę żeby wspomnienia z tego fajnego zlotu się zatarły. A tak będzie można sobie wrócić do tego, kiedy już pamięć zawiedzie (co niestety może się okazać bliską przyszłością ;)
Dzisiaj jest czwartek i dopiero jako tako odpoczęłam po tym intensywnym wekendzie i w ogóle miesiącu keszerskim w którym udało nam się podjąć w sumie 239 keszy ;)