niedziela, 11 grudnia 2011

Zaniedbanie

Zaniedbałam bloga :(
Strasznie mi przykro z tego powodu, albowiem zupełnie tego nie chciałam.... Trochę keszowaliśmy w różnych dziwnych miejscach, kilka nowych skrzynek wpadło. Ale teraz z okazji zimy i braku odpowiedniej aury do keszowania, zbyt wielu wpisów już nie będzie.

Byliśmy ostatnio w Warszawie na Mikołajkach keszowych :) Jak zwykle, tak jak to bywa na każdym spotkaniu z keszerami było super :) Poznaliśmy kolejne osoby kojarzone wcześniej z nicków i w ogóle, w ogóle ;) Faaajnie było. (Szczególnie to łażenie po lesie w butach "miastowych" na cienkiej podeszwie... :P )

No i oczywiście bawimy się w zagadki z kalendarza adwentowego. Na razie udało nam się odgadnąć wszystkie, aczkolwiek z homonimami był mały problem ;) A niedługo prawdopodobnie pojawi się nasza zagadka :> Mam nadzieję, że się spodoba :D

Postaram się umieścić relację z podejmowania skrzynki finałowej ;))))

Na dzisiaj tyle wynurzeń :P

sobota, 12 listopada 2011

Ełk i okolice - wczoraj

We 4kę pojechaliśmy do Ełku i okolic zgrnąć tamtejsze skrzynki: Bełta, Psikiszek i my. Jak zwykle było bardzo fajnie, a humory sponsorowało "kakałko" ;))
Pierwszy kesz - Granica (OP0362) pewien niesmak zostawił... można było bez hinta i było by zdecydowanie ciekawej ;P narzekać nie będę, ale... ;)))
Natomiast samo miejsce ciekawe, trochę niedocenione z racji porannej pory i pewnej dozy zaspania ;)
Kolejny keszyk to Ostrykół (OP07AE) i zaczęło być wesoło.. jadąc w kierunku kesza na stopa próbował nas łapać podpity "ostrykół" ;) Niestety miejsca nie było, w powrotnej drodze również zataczającego się ostrykoła spotkaliśmy, na szczęście był przyjaźnie nastawiony ;) Nawet nam pomachał ;)
W Cegielni (OP0972) jakoś mi się nie wzięło aparatu, a szkoda bo budynek całkiem uroczo zniczony :P Bełta poświęcił się i wskoczył do środka, po nazbyt kruchej ścianie cegielni, w rękach się sypała. Ale kesz nasz :)
Na cmentarzu w Malewie (OP16D4) za to malowniczo przyświecało słoneczko :)
Piękna pogoda się nam trafiła. A i miejsce urocze :)
Dalej pojechaliśmy na cmentarz wojenny "Bunelka" (OP0360), wdrapaliśmy się na górę
co by widoczki popodziwiać :) Sam keszyk znaleziony bez większego problemu.
Jakoś tym razem sporo skrzynek zakopanych było, nudy na pudy :P Kolejny pomniczek, kolejny pieniek... :P Liiipaa ;) Przy Tatarskiej Górze (OP2A91) była chociaż atrakcja w postaci bardzo amatorskiej ambonki, zbodowanej tuż obok kesza.
Jak widać na powyższym Bełta się wspiął na górę. W ogóle wspinał się wczoraj wszędzie gdzie mógł ;)
Stamtąd piechotką poszliśmy sobie do Tatarskiego Jeziorka (OP2761).
Niebyłaby to pełna wprawa bez chaszczy, krzaków i innych mokradeł... Do okoła poleźliśmy... ;P Latem byłby z tym problem... Teraz było całkiem znośnie, nie było pokrzyw ani innych bujnych chwastów. Ale na przełaj. Wygodna zaczynam się robić, czy jak :P
Jak już dotarliśmy na miejsce widoczki na jeziorko zdecydowanie wynagrodziły nam tą przechadzkę :)
Jeszcze tylko pamiątkowe wspólne foto z autowyzwalacza ;)
i mogliśmy wracać do auta, normalną (przejezdną drogą) ;)))
Leśną gospodę (OP2C76) (chaszcze i nic ciekawego do zdjęć) sobie odpuściłam co by nieco podjeść, uznałam, że chłopaki sami sobie poradzą ze znalezieniem skrzynki ;)))
Tu też zrobiliśmy sobie krótki postój na konsumpcję wszelakich dóbr przywiezionych ze sobą ;D Tu też ujawnił się nam Człowiek Kakałko ;)

Dalej nad kolejne jeziorko, na plażę wojskową (OP256D).
Kolejna urokliwe miejsce :)
:)

Piękna pogoda nam się trafiła (a dzisiaj mgła za oknem :P )
Kolejne kesze już Ełckie. Na pierwszy ogień poszedł Zamek Krzyżacki (OP0361). Okolica jest ogrodzona, ale jakoś tak byle jak - weszliśmy poza siatkę, spokojnym krokiem... wydeptaną ścieżką ;)
Sam budynek bardzo nieciekawy, co to za zamek z pustaków zbudowany :P Ale widoki na jezioro i Ełk...
Kolega kameleon. Człowiek Kakałko :D
Sam keszyk równie nieciekawy jak i zamek. Mokry, niedomknięty i na dodatek w środku zamieszały dwa sporej wielkości pająki :P
Naprawiliśmy keszyka, żeby nie było. wyczyściliśmy pudełko i daliśmy nowe wszystko, logbook, strunówki, fanty ;P Lubię zostawiać kesze takie jakie sama chciałabym znajdować :) Wszystko pozostałe było mokre i nadpleśniałe- wywaliliśmy.
Spod zamku ruszyliśmy na podbój quiza Ełk - mazury poza szlakiem (OP15DB). Bardzo przyjemny quiz. Chyba jeden z najprzyjemniejszych od dawien dawna. Pewnie przez tą przyjemną pogodę (i fakt że było mi ciepło, co spowodowała wyciągnięta z dna szafy zimowa kurtka ;)
Spokojnie sobie przeszliśmy bulwarem  oglądając rzeźby i wszystko dookoła, i spisując kolejne niezbędne elementy :) Myśleliśmy, że odgadnięcie hasła będzie jakieś trudniejsze, więc usiedliśmy w knajpie Biały Żagiel i zamówiliśme jedzenie. Hasło okazało się banalnie proste, złożenie do kupy zajęło max 5 minut :P A do Białego Żagla raczej nie wrócimy - nie dość że pizza, którą zamówiliśmy była średnio smaczna, to czekaliśmy na nią chyba z godzinę... :P Jedyny plus - Wifi mają.

Nie jestem do końca pewna czy skrzynkę Jezioro Ełckie - cypel odrodzony (OP42FC) znaleźliśmy tuż przed przerwą na posiłek, czy tuż po... ale to nie ma aż tak wielkiego znaczenia w sumie ;)
Keszyk bardzo fajnie ukryty, miła odmiana po wszystkich zakopanych skrzynkach :)
Miejscówka była zajęta przez miejscowych, ale na szczęście poszli sobie jak zobaczyli nas i nasze aparaty. Zdobywanie skrzynek na turystę jest bardzo skuteczne :) Samego keszyka wypatrzył Psikiszek. :) A w ogóle to histroyczna chwila była :) To nasza 700 odnaleziona skrzynka :)

Później pojechaliśmy pod wieżę ciśnień (OP15D1) dopatrzyć się wszytskich elementów potrzebnych do hasła i dalej... Tym 'dalej' był kesz Bartosze - cmentarz na wzgórzu (OP16D2).

Jest bardzo ładny, zadbany, czysty i w ogóle "oh, ah". Jak weszliśmy było pusto.

Niezmiernie ucieszył nas ten fakt - wiadomo, nie będziemy wzbudzać podejrzeń. Skierowaliśmy się od razu do miejsca ukrycia kesza.. i niespodzianka! Za niewysokim murkiem, parę metrów od kesza leżało 4rech gości i odnawiało napisy na tablicy pamiętkowej... To jest dopiero... :P

Po chwili zastanowienia uznaliśmy, że nie ma co czekać ;) Zbyszek skutecznie zagadywał panów, a Bełta z Psikiszkiem metodą 'na fotografa' podjęli kesza ;)
Miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia.

W sumie to prawie koniec wyprawy już był. Zostało nam tylko kilka keszy. Z czego tylko dwa jakoś bardziej ciekawe. No może 3... ;P
W drodze do kolejnych miejsc założyliśmy też własnego kesza. Jadąc krętą drogą obok jeziora Selment Wielki miejaliśmy piękny zachód słońca nad tym jeziorem. Zatrzymaliśmy się i na upamiętnienie tej chwili założyliśmy małego keszyka ;) A co!

Jeśli chodzi kolejne kesze to warto wspomnieć o  "Soldatenfriedhof 1914-1918" (OP1B02).
Chociaż kesz taki sobie i zakopany... :P Ale miejsce ciekawe.
Sypitki (OP1044) też całkiem przyjemne są, chociaż już w prawie zupełnej ciemnicy podejmowane.
Ciekawą skrzynką mogłabyć jeszcze ta w Rajgrodzie na górce (OP0636), ale ciemno było :P A w ciemnościach, jak wiadomo niewiele widać ;)

W sumie wcześnie wróciliśmy bo o 19, ale od 16:30 już ciemno było więc lipa trochę. O wiele przyjemniej jest zwiedzać jak jest jasno ;P

Zebraliśmy 22 skrzynki. I po raz pierwszy podczas wyprawy keszowej mieliśmy czas na posiedzenie w knajpie :) Fajnie było.



niedziela, 30 października 2011

Jak dzieci we mgle

Takie dorosłe trochę, ale wciąż dzieci... ;) Cały dzień niestety towrzyszyła nam mgła :( Wybraliśmy się wczoraj na dwa samochody, a więc mocną ekipą na zebranie keszy z Suwałk i okolic (bardzo, bardzo pięknych okolic). Dzisiaj duużo zdjęć :) Nickiel, Psikiszek, Huma i Mieszko w keszowozie Nickiela. A my ze Zbyszkiem razem, w ostatniej praktycznie chwili wycofali się z wycieczki Szymanq i Polcia. Mają czego żałować - było fantastycznie :D Fatnaorgiastycznie wręcz :) Takie wyprawy to ja lubię. Nie dość, że piękne widoki to i wesoła ekipa :) Za źródło kontaktowe służyły nam krótkofalówki - sprawdziły się, bardzo wygodnie się przez nie kontaktuje, no i niezły zasięg mają.
Pogoda nam się piękna zapowiadała.
Najpierw w Suchowoli krótki postój, większość nie miała zdobytego tego nowego keszyka. Pudełeczko niestety jest zepsute, miałąm identyczne w torbie, i w dordze powrotnej miałam plana zatrzymać się i podmienić uszkodzone, ale wracaliśmy już zmęczni.. Ale pokolei z opowieścią. Po podjęciu udaliśmy się już w kierunku Agustowa i Suwalszczyzny. I tu się już mglisto zaczęło robić... :( Mimo wszystko widoczki były piękne, tylko nieco mroczne ;) Pierwsza skrzynka szybko i bezproblemowo Białobrzegi (OP0613).
Dalej już Augustów i Kanał (OP411D). Jakoś średnio pamiętam tego kesza. Chyba zaspana byłam. Następna nad Nettą (OP411E) gdzie wszyscy już się rozbudzili - rześko było. Zaczęło być wesoło - kesz znaleziony bez problemu, chociaż w swojej żółtym woreczku nieźle się zamaskował pomiędzy kolorowymi liśćmi ;) Psikiszek go rozwijał i rozwijał, wesołe to było
Dookoła nieco błotka, ale dawno nie padało na szczęście. Więc buty pozostały suche. A nieco poza krzakami pięękne, choć mgliste widoki, o ile dobrze kojarzę na ośrodek Szekla. Zrobiłam tu podmianę krecików.
Szkoda, że w Augustowie jest tak mało keszy :( Bardzo ładna miejscowość i jest co okeszowywać. Kolejny kesz zgarnięty po drodze to Chatka Puchatka (OP3FF8) - rozwalony ośrodek (dyskoteka) Keszyk znaleziony bez większego w sumie problemu przez Nickiela. Tu również wrzuciłam kreta.
Malownicza ruinka ;P
Keszyk umieszczony w kolejce w Płocicznie też nie sprawił nam problemu (OP05D2)
Zdecydowanie warto było odwiedzić Cmentarz Żołnierzy Radzieckich (OP3EC5). Chłopaki poszli po kesza a ja z Humą na cmentarz - bardzo zadbane miejsce. Liście są odgarnięte i w ogóle wszystko robi świetne wrażenie.
Pierwszy chyba raz, widziałam taki ładny i zadbany cmentarz historyczny.
Cyknęłam kilka fotek i wróćiłysmy do chłopaków, którzy właśnie kesza odkopywali. Co ciekawe pudełko było zawinięte w oryginalne maskowanie ze starego swetra (czy innej wątpliwej czystości tkaniny) ;))
Dorzuciłam krecika. Fajne miejsce, warto zwiedzić.
Następna skrzynka była pod Cisową Górą (OP1101). Tam ujawnił się po raz pierwszy mój fart.Chłopaki poszli sobie szukać po kordach, na początku ja z nimi. Ale intuicja mi podpowiadała że to miejsce nie pasuje. Więc po chwili dołączyłam do Zbyszka który wygrzebywał bez przekonania śmieci z kamuszków znajdujących się około 50 metrów dalej. Doczytałam logi - w lokalizacji kesza pomógł mi wpis autora kesza - że pudełko wciśnięte jest między kamienie, to były jedyne kamienie między któe można było coś wcisnąć - niech żyje kojarzenie faktów i prosta dedukcja ;)))). Uparłam się - kopałam ładnych parę minut. Ale kesza wyciągnęłam ;) Nie ma to jak przekonanie o własnej nieomylności :D Na cisową nie weszliśmy, szkoda trochę czasu było. Ale to nic :) Jeszcze tam wrócimy.
Zaczęły się piękne widoczki - kocham góry. W prawdzie suwalszczyzna nie są to prawdziwe góry, niemniej podłoże jest pagórkowate i chociaż trochę przypomina mi ukochane Bieszczady :)

Wyżej krajobraz z puntu widokowego i kesza U Pana Tadeusza (OP2A98) trochę szkoda, że mgła była. Mieliśmy niezły tam ubaw z robienia zdjęć zbiorowych :D Ja postawiłam swój aparat niżej i wszyscy musieli ukucnąć do foty ;) A Mieszko postawił wyżej i odpalił wyzwalacz... wszyscy kucali, więc krzyknęłam żeby wszyscy szybko wstali bo "do tego aparatu fota na stojąco"... i migawka cyknęła jak się wszscy podnoszą :D śmiechu było co nie miara.
Widoczki przepiękne...
Jak już się nazachwycaliśmy ruszyliśmy pod drugi punkt widokowy Okiem Napoleona (OP2AEE). Tu też piękne widoczek jest.
Na dole przy autach zrobiliśmy popas. Podczas konsumowania zapasów Mieszko do wyciskającej serek na bułkę Humy wypalił tekst: "Lubię patrzyć jak gotujesz" - było to tak absurdalne w tym momencie, że wszyscy ryknęli śmiechem. O mało co się nie zaplułam kawą i posikałam ze szczęścia, Nickiel poczerwieniał znacząco i o mało co się nie zakrztusił kanapką. Po prostu bosko :D Nie myśląc wiele chwyciłam za aparat i poprosiłam:
- Huma, pogotuj jeszcze, ta chwila nie może być zapomniana...
I tak oto powstało zdjęcie gotującej Humy :D
Przy keszu Kurhan jaćwieski (OP2B2C) znów było wesoło. Mieszko pewien siebie (kiedyś tego kesza już znalazł, ale w bólach wielkich) zastanawiał się na głos "ile nam zajmie szukanie tego kesza" nawet odliczać zamierzał, ale jeszcze jego słowa nie zdążyły wybrzmieć. Trwało to krótką chwilę i już krzyczałam do towarzyszy "Mam kesza" :D Mina Mieszka BEZCENNA, myślałam że się popłaczę ze śmiechu... Szkoda że zdjęcia nie mam, dzieci można by straszyć :D Tu po raz drugi odezwał się mój fart i instynkt keszerski
]:->
Dalej pojechaliśmy w las. Bardzo ładny las. Do kesza Klangor (OP1516). Pudełko zostało nadgryzione i wszystko w keszu było mokre, a że ja lubię zostawiać kesze jakie sama chciałabym znajdować więc dałam nowe pudełko, kilka nowych gadżetów - mini zabawkę, brelok-odblask z uśmiechem i monetę, wszystko wrzuciłam w strunówki :)
Czuję, że spełniłam dobry uczynek :)

Ogólnie to lubię keszować jesienią. Utwierdziłam się w tym przy kolejnym keszu Cmentarz dworski w Kłajpedzie (OP3D50) gdzie latem chaszcze skutecznie utrudniłyby i unieprzyjemniły poszukiwanie kesza.
A teraz? Sama przyjemność ;)
Dalej zaniosło nas nad Hańczę po kesza Stara Hańcza (OP0139). Tu Huma z Mieszkiem się gdzieś zgubili (później się okazało, że Huma koniecznie chciała pomoczyć nogi w wodzie ;) Podjęliśmy kesza i poszliśmy nad samo jeziorko pogapić się na wodę i widoczki. Woda bardzo czysta, jak to w Hańczy.

Tu znów było sporo śmiechu tym razem z Nickiela, któemu brzeg Hańczy zrobił psikusa podczas udawanej próby zanieczyszczenia wody ;) Ześlizgnął mu się bucik i znurzył w wodzie ;) Na szczęście Nickiel równowagę utrzymał, bo gdyby wpadł do wody cały a nie tylko bucikiem to ja bym nie utrzymała moczu, i ze śmiechu też bym była mokra...
Hańcza w tej mgle mrocznie wygląda.
Góra Leszczynowa (OP1C03) była kolejnym postojem. Co to by było za keszowanie bez przedzierania się na przełaj przez las, prawda? Tu właśnie zaliczyliśmy wyjazdową tradycję.
Kesza podjęliśmy, schodki policzyliśmy i wróciliśmy ścieżką, która była obok. Jak normalni ludzie ;)
Keszowozy w pięknej scenerii :)
I tajemnicze schodki ponad pastuchami ;) Czyżby dla dzikich, leśnych zwierzątek?


A później do Stańczyk polnymi drogami. Co się nabłądziliśmy to nasze. Zbyszka mapy nie pokrywały się z realem i niestety... sporo razy musieliśmy zawracać z prywatnych posesji, do których nas te drugi zaprowadziły. W końcu znaleźliśmy jakąś taką, która była na mapie i normalnie prowadziła do celu. Przy okazji tego błądzenia zgarnęliśmy jeszcze jednego nieplanowanego kesza Golubie - zapomniana wieś (OP2B5D).

W Stańczykach sporo razy już byłam, ale za każdym razem wiadukty robią na mnie tak samo wielkie wrażenie.
Zdjęcie poniżej pozostawię bez większego komentarza, dodam jedynie że ja poszłam jak człowiek, normalnie, drogą obok.
Zapłaciliśmy za wstęp po 4 zł od łebka i poszliśmy szukać kesza (OP041A) ;)
Dobrze, że mosty są odnawiane, ale jakość tego remontu pozostawia wiele do życzenia. Te wylewki betonowe z których są zrobione barierki... i ten kontrowersyjny bruk.... no cóż. Życie. Dobrze, że przynamniej teraz o barierkę można się oprzeć bez strachu o wypadnięcie ;P
W tej chwili czynny jest jedynie jeden wiadukt, drugi jest w trakcie remontu. Zeszliśmy sobie po schodkach na dół, do strumyczka.
A jak się wszyscy nafocili i naoglądali zaczęliśmy szukać kesza. Odnaleźliśmy go w sumie bez problemów, chwilę zastanawialiśmy się nad spojlerem, drzewko, które na nim jest - już go nie ma ;) Zostało wyciete, ale pieniek jest i ogólnie nie ma tam wielkiego terenu do poszukiwań więc można szybko wytypować miejscówkę. Nickiel szukanie kesza opłacił wdepnięciem w zardzewiały gwóźdź. Nie zazdroszczę... :P Uważajcie.
Stańczyki to jedna z bardziej malowniczych i ciekawych miejscówek odwiedzona wczoraj. Ze Stańczyk ruszyliśmy do Starej Chaty ze Strzechą (OP1DEB) gdzie naszym poczynaniom przyglądał się młody byczek ;) Na szczęście miał jeśli nie przyjacielskie podejście, to co najmniej neutralne ;)
Później znaleźliśmy kesza Jezioro Hańcza. Miejsce schowania typowe - nic szczególnego. A mgła dodatkowo zasłoniła widok na jezioro :P Lipa. Szkoda też, że okolica jest rozkopana i w ogóle nieciekawa. No cóż.Trudno.
Dalej był kesz o intrygującej nazwie 10 000 sztuk pod opieką krów (OP1517). 10 tysięcy czego? Kamieni ;) Bo to kamienisko ;)
Niestety kesz jest słoikiem. I ktoś go trafił, więc ma dziurę. Akurat nie miałam przy sobie żadnego pudełka, więc został jak był. Trudno.
A później pojechaliśmy do Turtulu (OP0589). Moje ukochane miejsce. Ostatnio byłam tu na studiach ale nadal jest tu tak samo pięknie jak pamiętalam :)
Na dole i na górze.
Z Turtulu ruszyliśmy  do Molenny w Wodziłkach (OP1DE7). Gdzie była ewentualność, że kesza nie będzie. Ale na szczęście był.
I w sumie nidługo po tym zaczął zapadać zmierzch. A konkretnie pod keszem Góra Krzemieniucha (OP2A99) i tam zrobiłam ostatnie zdjęcia i aparat poszedł do futerału.
Ale to nie był koniec przygód, o nie ;) Jak zwykle zaliczyliśmy przedzieranie się po lesie w całkowitej ciemności ;))) Ale zanim pojechaliśmy po tego FTFa podjęliśmy jeszcze 11 skrzynek w Suwałkach.
Część pieszo, bo oczywiście chłopaki popatrzyli na mapę i stwierdzili co to jest tych parę ulic.. a to ładnych kilka km było.. Ogółem w sumie to nic wielkiego w końcu, ale późnym wieczorem (okolice godz. 21) po całym dniu człowiek zmęczony nieco był, no i chciał czym prędzej do ciepłego dumku wrócić :P A tu nie. keszować trzeba.

Pierwszym wytypowanym keszem w Suwałkach był Dworzec Kolejowy (OP3F63), szukaliśmy ale nie znaleźliśmy, chociaż miejsce było prawidłowe na 98%. Trudno.
W centrum najpierw próbowaliśmy zaliczyć quiza Krytyczna Fontanna (OP3D83) ale jakoś nam nie szło szukanie. Najpierw wytypowaliśmy nieprawidłowe miejsce (tak podejrzewałam i nie dawało mi to spokoju, więc drążyłam temat do końca... ale o tym za chwilę) szukaliśmy tam dobre 30 minut aż zniechęceni nocą i w ogóle, poszliśmy do następnych, które podjęliśmy bez większych problemów. Wróciliśmy piechotką do centrum i jeszcze raz, uparcie zaczęliśmy szukać quiza. I co? I znalazłam.
Nie mam pojęcia jak ja to miejsce - oczywiste w końcu przegapiłam wcześniej. Po prostu nie widziałam. ;) Grunt, że za drugim razem się udało. A kesz? Bardzo oczywisty ;P Pomroczność jasna....

Skończyliśmy Suwałki (został nam tylko jeden kesz, którego nie ma - ma status tymczasowo niedostępny) i ruszyliśmy po FTFy. Najpierw miał być Folwark Netta (OP4107). Cóż... nie zaczęło się zbyt dobrze, w połowie drogi do kesza dopadła nas mgła. Nigdy takiej nie widziałam, nie mówiąc juz o prowadzeniu auta... :| Widoczność spadła do maksymalnie kilku metrów, a że nie należę do specjalnie doświadocznych kierowców jechałam wolniutko i ostrożnie - widziałam jedynie troszkę pasa po lewej i troszkę trawnika po prawej ;) I tak przez kilka ładnych kilometrów. Zajechaliśmy na miejsce i żeby nie kusić losu zaparkowaliśmy na drodze polnej. Jak się okazało droga prowadzi do prywatnej posesji... Zaczęliśmy się przedzierać przez las, przy świetle latarek i w tej gęstej mgle... prawie jak Blair Witch project... Brr... We czwórkę (Ja, Zbyszek, Nickiel, Psikiszek) było raźniej, w dwie osoby raczej bym się nie zdecydowała na taki wyczyn... Bez strat przeskoczyliśmy podmokły rów i zaczęliśmy się przedzierać przez las. Od przysłowiowej dupy strony, ale w tych ciemnościach i mgle któż mógł wiedzieć gdzie jesteśmy. Drogę wskazywały GPSy. I nagle zadzwonił telefon od Mieszka, który z Humą został przy autach. Na drodze są mieszkańcy posesji i chcą przejechać... więc musieliśmy z Nickielem wrócić i przeparkować auta...... Nie chcę tego w sumie komentować, racja była po ich stronie, przynajmniej teoretycznie. Nic to - szybki telefon do Zbyszka, który został z Psikiszkiem żeby szukać kesza. A oni mówią, że wracają bo przepędził ich stamtąd właściciel drugiej posesji... (na której znajduje się kesz? bo byliśmy w odległości 5-10 metrów - tak nam gpsy wskazywały) wrócili po śladach i po chwili się spotkaliśmy. Uradziliśmy, że w tych warunkach bez sensu są jakiekolwiek dalsze poszukiwania i wracamy do domu.
Z powrotem pierwszy jechał Nickiel więc wyjechaliśmy stamtąd nieco szybciej, a później do Białegostoku równiutko za tirami, które miały niezłe tempo i mgłę rozganiały ;)

I tak to się skończyła nasza wyprawa :)

Bardzo, bardzo fajnie było :)

Małe podsumowanie :)
Podjętych: 37 skrzynek
Nieznalezionych: 1
około 18-19 godzin na nogach, z czego 16 za kierownicą.
Prawie 300 zdjęć zrobionych :)

Poniżej mapka keszy;